Rozdział dwunasty
Shane
-Do czego cię
przyrównać? Do dnia w pełni lata? Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała.
Jeszcze w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata a letnia pora nie trwa, jak obiecywała.
Niebios złociste oko to nazbyt świat pali swoim żarem, to kryje blask za sine
chmury; Nic, co piękne, pełnego piękna nie ocali, odzierane zeń trafem lub
prawem natury: Lecz twoje wieczne lato nie wie, co jesienie, nie straci barwy,
którą jest twoja uroda, ani cię Śmierć nie wciągnie w zapomnienia cienie, gdy w
rymie nad Śmierć trwalszym, przetrwasz wiecznie młoda. Póki tchu w piersiach
ludzi, póki w oczach wzroku- wiersz żyw będzie i tobie nie da zginąć w mroku…
Kepling skończył czytać i odłożył kartkę po czym popatrzył
na klasę. Wszyscy wyglądali na zmęczonych albo znudzonych. Cóż, to była
ostatnia lekcja. Siedząca obok mnie Katherine wydawała się jednak zainteresowana.
Podczas gdy nauczyciel czytał miała lekko przechyloną w bok głowę, jakby
starała się zrozumieć.
-Wiem, że nie ma sensu, ale…czy ktoś może wie, kto jest
autorem tego wiersza?- kontynuował Kepling.
Zero reakcji ze strony klasy. Ja natomiast szybko spuściłem
głowę w dół. Niestety zrobiłem to zbyt gwałtownie.
-Panie Redson…?- zapytał.
Wiedział, że jestem dobry z angielskiego, zwłaszcza jeśli chodzi
o literaturę. Na szczęście był jednym z tych nauczycieli, którzy nie czytali stopni na głos. Inaczej wyszłoby na jaw, że moje oceny z testów są więcej niż
przyzwoite.
W tamtej chwili mogłem odpowiedzieć, że nie wiem, ale tego
nie zrobiłem.
-To Szekspir.- powiedziałem.
Oczy wszystkich skierowane były w moją stronę. Dokładnie
wszystkich. Po raz pierwszy w życiu, w takiej sytuacji poczułem się nieswojo,
mimo iż wiedziałem, że odpowiedź jest prawidłowa. Kepling uśmiechnął się do
mnie.
-Tak, to Szekspir. A czy ktoś może mi powiedzieć o czym jest
ten wiersz?
Znów kompletny brak reakcji. Nauczyciel westchnął i spojrzał
na klasę z politowaniem po czym znów zwrócił się do mnie.
-Shane, wydaje mi się, że i na to pytanie znasz odpowiedź.
Oczywiście, że znałem. Poczułem się w tamtej chwili jak
kujon, ale prawda była taka, że po prostu lubiłem poezję. Była dla mnie lepszą
i piękniejszą formą okazywania uczuć i emocji, jakie w nas drzemią. Ale co
stałoby się, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział? Już miałem odpowiedzieć
przecząco, gdy dostrzegłem, że Katherine patrzy na mnie zaciekawiona, jakby nie
dowierzała. Postanowiłem zadziwić ją jeszcze bardziej.
-W wierszu jest oczywiście mowa o miłości. Podmiot próbuje
przyrównać ukochaną osobę do jakiejś rzeczy, zjawiska, ale uroda ukochanej
przewyższa wszystko. Na początku porównuje ją do dnia w lecie, ale ona jest
świeższa i stała, nie przemija, a dzięki wierszowi zostanie zapamiętana na
wieki. Nawet Śmierć nie będzie w stanie strącić ją w mrok, jakim jest
zapomnienie.
Reakcja klasy była jeszcze dziwniejsza niż za pierwszym
razem. Wszyscy się ożywili, niektórzy wyprostowali. Katherine otwarła lekko
usta ze zdziwienia. Kepling nie wyglądał na zdziwionego, raczej na
usatysfakcjonowanego. Nie byłoby tak źle, gdyby Beards nie zaczął się śmiać.
Już miałem rzucić jakiś wredny tekst i powiedzieć mu, żeby przestał rzucać na wszystkie
strony tym swoim zjebanym ryjem, ale poczułem na swojej zaciśniętej pięści
uspokajający dotyk Katherine.
-Śmieje się pan z tego, że nie zrozumiał czy z ogółu swojej
głupoty?- zapytał Kepling ze stoickim spokojem.
Dreak natychmiast zamilkł, a ja nie mogłem się powstrzymać i
uśmiechnąłem się pod nosem. O dziwo, Kath też wydawała się rozbawiona. Naprawdę
zaczynałem nie rozumieć tego ich całego związku. Gdy nauczyciel znów wrócił do
tematu Szekspira, Katherine odezwała się do mnie szeptem.
-Jak ty…to znaczy skąd…?
-Nieważne.- odparłem.
Nie chciałem być niemiły, ale gdybym jej powiedział, że
lubię czytać poezję mogłaby sobie pomyśleć, że to ja jestem autorem piosenek
Nathana, co z resztą było prawdą. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Będąc
anonimowym mogłem powiedzieć to, co chciałem, dać upust temu, co dusiłem w
środku i równocześnie się tego nie wstydzić. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
-Mógłbym ci powiedzieć, gdybyś ty powiedziała mi, dlaczego
jesteś z tym idiotą.- szepnąłem do niej.
Otworzyła szeroko oczy, nie jestem pewien czy ze zdziwienia,
czy z oburzenia.
-Ja…jest miły…
-Miły? I na pewno rozmawiamy o Beardsie?- zakpiłem.
-Dla mnie jest miły.- odparła dumnie.- A po za tym
przystojny, gra w football…
-…tylko szkoda, że go nie kochasz.- dokończyłem za nią.
-A co ty wiesz o miłości?
Auć, trochę zabolało.
-Ostatnio co raz więcej.
Kompletnie zbiłem ją z tropu. Odwróciła wzrok i znów
słuchała Keplinga, choć byłem pewien, że w jej głowie aż roi się od myśli. Gdy
rozległ się dzwonek powiedziałem tylko:
-Coś za coś.
I odszedłem.
Katherine
Jak on śmiał? Jak mógł powiedzieć, że nie kocham Dreak’a?
Nie ważne, że miał rację, ale jak śmiał mi to powiedzieć? A ile pewności było w
jego głosie! Z drugiej strony jednak mi zaimponował. To, jak zinterpretował
wiersz Szekspira…Nigdy bym nie przypuszczała…to znaczy wiedziałam, że jest w
nim jakaś głębia, ale nie taka. Może związek z tą całą Jefferson go zmienił?
Nie…nie był w niej zakochany. Gdyby tak było to nie chciałby mnie pocałować. A
gdy mi powiedział, że ostatnio wie co raz więcej o miłości? Może to była
aluzja? Może mnie miał na myśli?
Pogrążona w rozważaniach nie zauważyłam Aly, która czekała
na mnie przed wejściem do szkoły. Dziewczyna już przyzwyczaiła się do mojej
obecności i miałyśmy ze sobą zdecydowanie lepszy kontakt, choć nadal mi nie
ufała i nie można było tego nazwać przyjaźnią. JESZCZE nie. Brakowało nam tego „czegoś”.
To, że na mnie czekała było miłą odmianą, bo zazwyczaj musiałam ją doganiać.
-Cześć Aly!- powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć.- odparła, ale nie uśmiechnęła się.
Od jakiegoś czasu wracałam ze szkoły z Aly. Oczywiście tylko
wtedy, gdy mój „chłopak” miał trening, a więc zaledwie dwa razy w tygodniu.
Na parkingu zauważyłam właśnie mojego „braciszka” i Shane’a.
O czymś rozmawiali i śmiali się. Gdy Nate nas zauważył pomachał nam, a ja
odwzajemniłam jego gest. Aly oczywiście tego nie zrobiła. Spostrzegłam, że mój
współlokator dziwnie na nią patrzy, tak…nienormalnie. Postanowiłam nie zwracać
na to większej uwagi i ewentualnie później zapytać Nathana o co chodziło.
-Jak ci poszła kartkówka z chemii? Mi nie za dobrze…-
zaczęłam.
-Wystarczy umieć pisać stopnie utleniania, a bilans pójdzie
z górki.
-Tak…tyle że ja niczego nie umiem. Nienawidzę chemii.
-Pani McKinley prosiła mnie, żebym ci pomogła.- wypaliła
nagle Aly.
-Ty? Dlaczego?- zdziwiłam się.
-Bomamsześćzchemii.- powiedziała szybko.
-Co? Przepraszam, ale nie zrozumiałam.
Westchnęła głośno i powiedziała.
-Mam sześć z chemii.
Zatkało mnie totalnie. Najpierw Shane z Szekspirem, teraz
Aly z chemią i co jeszcze? Może Dreak jako spec od funkcji trygonometrycznej?
-Myślałam, że nie lubisz się uczyć.- wydusiłam z siebie w
końcu.
-Wszystko mi tak jakoś łatwo wchodzi.- powiedziała wzruszając
ramionami.
-Wszystko?- zapytałam ze zdziwieniem.
-Gdybym nie miała opinii dziwki to byłabym kujonem.-
stwierdziła.
-Czyli, że masz dobre oceny nie tylko z chemii?
Znowu westchnęła.
-Nie mam niższych ocen niż czwórki.
-No nie!
-Ale jak komuś o tym powiesz, nie ręczę za siebie.
-Ok., ok…mądralo.
Najpierw spojrzała na mnie groźnie, ale już po chwili
śmiałyśmy się głośno. Wiedziałam, że Aly tak naprawdę mnie lubi. Problem w tym,
że ona jeszcze tego nie wiedziała.
Siedziałyśmy na moim łóżku i uczyłyśmy się na chemię. Dzięki
Aly prawie zrozumiałam te całe redoksy. Dowiedziałam się też o niej wielu
rzeczy, na przykład, że po liceum ma zamiar pójść na medycynę. Było tak, jakby
zostawiła tę oziębłość w murach szkoły. Dopiero tutaj, w moim pokoju otworzyła
się przede mną. Dopiero tutaj ją poznałam. Nagle do pokoju wszedł Nathan.
-Katherine nie widziałaś gdzieś mojego MP3? Podejrzewam, że
zwędzili mi go Jason i Andrew, ale…- i dopiero teraz zauważył moją
towarzyszkę.- Cześć Aly.
-Cześć Nathan.- odparła nie patrząc się na niego.
Zastanawiałam się, co ich łączy, bo ich zachowanie nie było
normalne i byłam pewna, że nie chodzi tutaj o reputacje Aly.
-To ja już pójdę.- powiedział brunet, po czym szybko opuścił
pokój.
-Co to miało być?- zapytałam Aly.
Ta wzruszyła tylko ramionami, więc skrzyżowałam ręce na
piersiach i patrzyłam wyczekująco.
-Nathan był moim chłopakiem.
-Że co?!
-Ale w podstawówce! To nic takiego!
-No wiesz…niby nie. Ale podoba ci się jeszcze?
Prychnęła i odwróciła wzrok
-Jasne, że nie.
Nie byłam dobrą aktorką, ale Aly w ukrywaniu swoich uczuć
była sto razy gorsza. Jak ja mogłam nie zauważyć tego wcześniej? Aly i Nathan,
no kto by pomyślał!
-Ale to nie wszystko.- kontynuowała.- Jakieś pół roku temu
Nathan pobił jednego chłopaka, bo nazwał mnie…dziwką.
-Aly…
-Nie Katherine, proszę daj mi skończyć.
-Ok.
-Nie jestem na niego zła, ale jest mi wstyd. Zasłużyłam
sobie na taką reputację, a mimo to Nathan mnie obronił, wstawił się za mną,
choć nikt tego nie robił. Chciałam mu podziękować, ale…było mi głupio.
Łzy zabłyszczały w jej oczach, a ja szybko ją przytuliłam.
Na szczęście mnie nie odepchnęła.
-Nie jesteś dziwką, Aly.
-Jestem!- zaszlochała.- Było mi smutno, bo nabijali się, że
jestem kujonką. Zaczęłam się puszczać, bo myślałam, że przez to będę popularna i
fajna. No i na początku tak było, ale potem…
-Ciii, nie myśl o tym. Tak było kiedyś, ale możesz zacząć
wszystko od nowa.
-Jak?
-Najpierw musisz otworzyć się na ludzi, tak jak teraz przede
mną. Musisz być sobą. Ja ci pomogę.
Nie rzucałam tych słów ot tak sobie. Wiedziałam, że to może
być początek pięknej przyjaźni. Musiałam jeszcze tylko zmienić jakoś reputację
Aly, a to mogło okazać się bardzo trudne.
Shane
-Już zasnął?- zdziwiłem się.
-Tak, chyba dałam mu dziś wycisk.- powiedziała z uśmiechem
Katherine.
-Może mi też dałabyś wycisk?- zapytałem z arogancki
uśmieszkiem.
Dziewczyna chwyciła jedną z poduszek i cisnęła we mnie.
-Ej!- krzyknąłem, rozkładając ręce.
-Chyba powinnam wracać już do domu.
-A może zostałabyś trochę dłużej? Obejrzymy jakiś film…Dreak
się nie dowie.
Zbiłem ją z tropu. Zmarszczyła brwi.
-Dlaczego myślisz, że nie chcę zostać z jego powodu?
-Widzę, że się go boisz.- zacząłem powoli, nie chcąc jej
zdenerwować.- I nie umiesz kłamać, Katherine.
Na szczęście na mnie nie nakrzyczała. Usiadła obok mnie i
spojrzała w moje oczy, a ja mogłem się nacieszyć jej bliskością, jej zapachem,
widokiem jej zielono-brązowych tęczówek, malinowych ust…
-To aż tak widać?- zapytała cicho.
Pokiwałem głową.
-Może inni tego nie widzą, ale ja tak. Zauważyłem to już na
początku, chciałem być blisko ciebie…
-Chciałeś być blisko mnie?
-Tak. W końcu Dreak to dziwny typ. Ale i tak ma cię w swoich
łapskach.
Nie odpowiedziała mi od razu, a ja czułem, że zaraz
wybuchnę. Chciałem jej w tamtej chwili powiedzieć wszystko, co leżało mi na
sercu.
-Nie powinno być ci z tego powodu przykro. W końcu jesteś z
Lisą…
-Nie jesteśmy ze sobą i nigdy nie byliśmy! A ta akcja w
twoim pokoju…ja tego nie chciałem!
-To już nie ważne, nie musisz mi się tłumaczyć Shane.
-Muszę. Muszę, bo zależy mi na tobie.
W jej oczach zabłyszczały łzy, miała lekko rozchylone wargi,
a jej policzki lekko się zaróżowiły. W życiu nie widziałem czegoś
piękniejszego.
-W takim razie jest coś, o czym musisz wiedzieć, Shane.
Musisz wiedzieć, dlaczego jestem z Dreakiem.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Otarłem je łagodnie
kciukiem.
-Mów, nic ci nie grozi.
-On stwierdził, że chodząc ze mną zrobi ci na złość. Że
będzie miał coś, czego ty nie masz.
-To żadna nowość. Przeze mnie nie jest już kapitanem, o mało
nie wyleciał z drużyny. Ale dlaczego się zgodziłaś?
-Bo on coś na mnie ma.
-Co?
Ledwo zadałem to pytanie, a Katherine zaczęła się lekko
trząść. Zauważyłem, że na rękach wyszła jej gęsia skórka.Czekałem.
-Dreak…on…on wie coś, czego inni nie wiedzą.
Zaczęła się trząść jeszcze mocniej, a ja już nie mogłem nad tym zapanować. Czułem, że to co za chwilę mi powie, mocno mną wstrząśnie.
-Zostałam zgwałcona.
***
Co się będę rozpisywać... oceńcie w komentarzu, bardzo zależy mi na waszej opinii. Do zobaczenia w następną sobotę!
.