Rozdziały

Obserwatorzy

sobota, 22 września 2012


Rozdział dwunasty

Shane

         -Do czego cię przyrównać? Do dnia w pełni lata? Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała. Jeszcze w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata a letnia pora nie trwa, jak obiecywała. Niebios złociste oko to nazbyt świat pali swoim żarem, to kryje blask za sine chmury; Nic, co piękne, pełnego piękna nie ocali, odzierane zeń trafem lub prawem natury: Lecz twoje wieczne lato nie wie, co jesienie, nie straci barwy, którą jest twoja uroda, ani cię Śmierć nie wciągnie w zapomnienia cienie, gdy w rymie nad Śmierć trwalszym, przetrwasz wiecznie młoda. Póki tchu w piersiach ludzi, póki w oczach wzroku- wiersz żyw będzie i tobie nie da zginąć w mroku…
         Kepling skończył czytać i odłożył kartkę po czym popatrzył na klasę. Wszyscy wyglądali na zmęczonych albo znudzonych. Cóż, to była ostatnia lekcja. Siedząca obok mnie Katherine wydawała się jednak zainteresowana. Podczas gdy nauczyciel czytał miała lekko przechyloną w bok głowę, jakby starała się zrozumieć.
         -Wiem, że nie ma sensu, ale…czy ktoś może wie, kto jest autorem tego wiersza?- kontynuował Kepling.
         Zero reakcji ze strony klasy. Ja natomiast szybko spuściłem głowę w dół. Niestety zrobiłem to zbyt gwałtownie.
         -Panie Redson…?- zapytał.
         Wiedział, że jestem dobry z angielskiego, zwłaszcza jeśli chodzi o literaturę. Na szczęście był jednym z tych nauczycieli, którzy nie czytali stopni na głos. Inaczej wyszłoby na jaw, że moje oceny z testów są więcej niż przyzwoite.
         W tamtej chwili mogłem odpowiedzieć, że nie wiem, ale tego nie zrobiłem.
         -To Szekspir.- powiedziałem.
         Oczy wszystkich skierowane były w moją stronę. Dokładnie wszystkich. Po raz pierwszy w życiu, w takiej sytuacji poczułem się nieswojo, mimo iż wiedziałem, że odpowiedź jest prawidłowa. Kepling uśmiechnął się do mnie.
         -Tak, to Szekspir. A czy ktoś może mi powiedzieć o czym jest ten wiersz?
         Znów kompletny brak reakcji. Nauczyciel westchnął i spojrzał na klasę z politowaniem po czym znów zwrócił się do mnie.
         -Shane, wydaje mi się, że i na to pytanie znasz odpowiedź.
         Oczywiście, że znałem. Poczułem się w tamtej chwili jak kujon, ale prawda była taka, że po prostu lubiłem poezję. Była dla mnie lepszą i piękniejszą formą okazywania uczuć i emocji, jakie w nas drzemią. Ale co stałoby się, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział? Już miałem odpowiedzieć przecząco, gdy dostrzegłem, że Katherine patrzy na mnie zaciekawiona, jakby nie dowierzała. Postanowiłem zadziwić ją jeszcze bardziej.
         -W wierszu jest oczywiście mowa o miłości. Podmiot próbuje przyrównać ukochaną osobę do jakiejś rzeczy, zjawiska, ale uroda ukochanej przewyższa wszystko. Na początku porównuje ją do dnia w lecie, ale ona jest świeższa i stała, nie przemija, a dzięki wierszowi zostanie zapamiętana na wieki. Nawet Śmierć nie będzie w stanie strącić ją w mrok, jakim jest zapomnienie.
         Reakcja klasy była jeszcze dziwniejsza niż za pierwszym razem. Wszyscy się ożywili, niektórzy wyprostowali. Katherine otwarła lekko usta ze zdziwienia. Kepling nie wyglądał na zdziwionego, raczej na usatysfakcjonowanego. Nie byłoby tak źle, gdyby Beards nie zaczął się śmiać. Już miałem rzucić jakiś wredny tekst i powiedzieć mu, żeby przestał rzucać na wszystkie strony tym swoim zjebanym ryjem, ale poczułem na swojej zaciśniętej pięści uspokajający dotyk Katherine.
         -Śmieje się pan z tego, że nie zrozumiał czy z ogółu swojej głupoty?- zapytał Kepling ze stoickim spokojem.
         Dreak natychmiast zamilkł, a ja nie mogłem się powstrzymać i uśmiechnąłem się pod nosem. O dziwo, Kath też wydawała się rozbawiona. Naprawdę zaczynałem nie rozumieć tego ich całego związku. Gdy nauczyciel znów wrócił do tematu Szekspira, Katherine odezwała się do mnie szeptem.
         -Jak ty…to znaczy skąd…?
         -Nieważne.- odparłem.
         Nie chciałem być niemiły, ale gdybym jej powiedział, że lubię czytać poezję mogłaby sobie pomyśleć, że to ja jestem autorem piosenek Nathana, co z resztą było prawdą. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Będąc anonimowym mogłem powiedzieć to, co chciałem, dać upust temu, co dusiłem w środku i równocześnie się tego nie wstydzić. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
         -Mógłbym ci powiedzieć, gdybyś ty powiedziała mi, dlaczego jesteś z tym idiotą.- szepnąłem do niej.
         Otworzyła szeroko oczy, nie jestem pewien czy ze zdziwienia, czy z oburzenia.
         -Ja…jest miły…
         -Miły? I na pewno rozmawiamy o Beardsie?- zakpiłem.
         -Dla mnie jest miły.- odparła dumnie.- A po za tym przystojny, gra w football…
         -…tylko szkoda, że go nie kochasz.- dokończyłem za nią.
         -A co ty wiesz o miłości?
         Auć, trochę zabolało.
         -Ostatnio co raz więcej.
         Kompletnie zbiłem ją z tropu. Odwróciła wzrok i znów słuchała Keplinga, choć byłem pewien, że w jej głowie aż roi się od myśli. Gdy rozległ się dzwonek powiedziałem tylko:
         -Coś za coś.
         I odszedłem.



Katherine

         Jak on śmiał? Jak mógł powiedzieć, że nie kocham Dreak’a? Nie ważne, że miał rację, ale jak śmiał mi to powiedzieć? A ile pewności było w jego głosie! Z drugiej strony jednak mi zaimponował. To, jak zinterpretował wiersz Szekspira…Nigdy bym nie przypuszczała…to znaczy wiedziałam, że jest w nim jakaś głębia, ale nie taka. Może związek z tą całą Jefferson go zmienił? Nie…nie był w niej zakochany. Gdyby tak było to nie chciałby mnie pocałować. A gdy mi powiedział, że ostatnio wie co raz więcej o miłości? Może to była aluzja? Może mnie miał na myśli?
         Pogrążona w rozważaniach nie zauważyłam Aly, która czekała na mnie przed wejściem do szkoły. Dziewczyna już przyzwyczaiła się do mojej obecności i miałyśmy ze sobą zdecydowanie lepszy kontakt, choć nadal mi nie ufała i nie można było tego nazwać przyjaźnią. JESZCZE nie. Brakowało nam tego „czegoś”. To, że na mnie czekała było miłą odmianą, bo zazwyczaj musiałam ją doganiać.
         -Cześć Aly!- powiedziałam z uśmiechem.
         -Cześć.- odparła, ale nie uśmiechnęła się.
         Od jakiegoś czasu wracałam ze szkoły z Aly. Oczywiście tylko wtedy, gdy mój „chłopak” miał trening, a więc zaledwie dwa razy w tygodniu.
         Na parkingu zauważyłam właśnie mojego „braciszka” i Shane’a. O czymś rozmawiali i śmiali się. Gdy Nate nas zauważył pomachał nam, a ja odwzajemniłam jego gest. Aly oczywiście tego nie zrobiła. Spostrzegłam, że mój współlokator dziwnie na nią patrzy, tak…nienormalnie. Postanowiłam nie zwracać na to większej uwagi i ewentualnie później zapytać Nathana o co chodziło.
         -Jak ci poszła kartkówka z chemii? Mi nie za dobrze…- zaczęłam.
         -Wystarczy umieć pisać stopnie utleniania, a bilans pójdzie z górki.
         -Tak…tyle że ja niczego nie umiem. Nienawidzę chemii.
         -Pani McKinley prosiła mnie, żebym ci pomogła.- wypaliła nagle Aly.
         -Ty? Dlaczego?- zdziwiłam się.
         -Bomamsześćzchemii.- powiedziała szybko.
         -Co? Przepraszam, ale nie zrozumiałam.
         Westchnęła głośno i powiedziała.
         -Mam sześć z chemii.
         Zatkało mnie totalnie. Najpierw Shane z Szekspirem, teraz Aly z chemią i co jeszcze? Może Dreak jako spec od funkcji trygonometrycznej?
         -Myślałam, że nie lubisz się uczyć.- wydusiłam z siebie w końcu.
         -Wszystko mi tak jakoś łatwo wchodzi.- powiedziała wzruszając ramionami.
         -Wszystko?- zapytałam ze zdziwieniem.
         -Gdybym nie miała opinii dziwki to byłabym kujonem.- stwierdziła.
         -Czyli, że masz dobre oceny nie tylko z chemii?
         Znowu westchnęła.
         -Nie mam niższych ocen niż czwórki.
         -No nie!
         -Ale jak komuś o tym powiesz, nie ręczę za siebie.
         -Ok., ok…mądralo.
         Najpierw spojrzała na mnie groźnie, ale już po chwili śmiałyśmy się głośno. Wiedziałam, że Aly tak naprawdę mnie lubi. Problem w tym, że ona jeszcze tego nie wiedziała.




         Siedziałyśmy na moim łóżku i uczyłyśmy się na chemię. Dzięki Aly prawie zrozumiałam te całe redoksy. Dowiedziałam się też o niej wielu rzeczy, na przykład, że po liceum ma zamiar pójść na medycynę. Było tak, jakby zostawiła tę oziębłość w murach szkoły. Dopiero tutaj, w moim pokoju otworzyła się przede mną. Dopiero tutaj ją poznałam. Nagle do pokoju wszedł Nathan.
         -Katherine nie widziałaś gdzieś mojego MP3? Podejrzewam, że zwędzili mi go Jason i Andrew, ale…- i dopiero teraz zauważył moją towarzyszkę.- Cześć Aly.
         -Cześć Nathan.- odparła nie patrząc się na niego.
         Zastanawiałam się, co ich łączy, bo ich zachowanie nie było normalne i byłam pewna, że nie chodzi tutaj o reputacje Aly.
         -To ja już pójdę.- powiedział brunet, po czym szybko opuścił pokój.
         -Co to miało być?- zapytałam Aly.
         Ta wzruszyła tylko ramionami, więc skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyłam wyczekująco.
         -Nathan był moim chłopakiem.
         -Że co?!
         -Ale w podstawówce! To nic takiego!
         -No wiesz…niby nie. Ale podoba ci się jeszcze?
         Prychnęła i odwróciła wzrok
         -Jasne, że nie.
         Nie byłam dobrą aktorką, ale Aly w ukrywaniu swoich uczuć była sto razy gorsza. Jak ja mogłam nie zauważyć tego wcześniej? Aly i Nathan, no kto by pomyślał!
         -Ale to nie wszystko.- kontynuowała.- Jakieś pół roku temu Nathan pobił jednego chłopaka, bo nazwał mnie…dziwką.
         -Aly…
         -Nie Katherine, proszę daj mi skończyć.
         -Ok.
         -Nie jestem na niego zła, ale jest mi wstyd. Zasłużyłam sobie na taką reputację, a mimo to Nathan mnie obronił, wstawił się za mną, choć nikt tego nie robił. Chciałam mu podziękować, ale…było mi głupio.
         Łzy zabłyszczały w jej oczach, a ja szybko ją przytuliłam. Na szczęście mnie nie odepchnęła.
         -Nie jesteś dziwką, Aly.
         -Jestem!- zaszlochała.- Było mi smutno, bo nabijali się, że jestem kujonką. Zaczęłam się puszczać, bo myślałam, że przez to będę popularna i fajna. No i na początku tak było, ale potem…
         -Ciii, nie myśl o tym. Tak było kiedyś, ale możesz zacząć wszystko od nowa.
         -Jak?
         -Najpierw musisz otworzyć się na ludzi, tak jak teraz przede mną. Musisz być sobą. Ja ci pomogę.
         Nie rzucałam tych słów ot tak sobie. Wiedziałam, że to może być początek pięknej przyjaźni. Musiałam jeszcze tylko zmienić jakoś reputację Aly, a to mogło okazać się bardzo trudne.



Shane

         -Już zasnął?- zdziwiłem się.
         -Tak, chyba dałam mu dziś wycisk.- powiedziała z uśmiechem Katherine.
         -Może mi też dałabyś wycisk?- zapytałem z arogancki uśmieszkiem.
         Dziewczyna chwyciła jedną z poduszek i cisnęła we mnie.
         -Ej!- krzyknąłem, rozkładając ręce.
         -Chyba powinnam wracać już do domu.
         -A może zostałabyś trochę dłużej? Obejrzymy jakiś film…Dreak się nie dowie.
         Zbiłem ją z tropu. Zmarszczyła brwi.
         -Dlaczego myślisz, że nie chcę zostać z jego powodu?
         -Widzę, że się go boisz.- zacząłem powoli, nie chcąc jej zdenerwować.- I nie umiesz kłamać, Katherine.
         Na szczęście na mnie nie nakrzyczała. Usiadła obok mnie i spojrzała w moje oczy, a ja mogłem się nacieszyć jej bliskością, jej zapachem, widokiem jej zielono-brązowych tęczówek, malinowych ust…
         -To aż tak widać?- zapytała cicho.
         Pokiwałem głową.
         -Może inni tego nie widzą, ale ja tak. Zauważyłem to już na początku, chciałem być blisko ciebie…
         -Chciałeś być blisko mnie?
         -Tak. W końcu Dreak to dziwny typ. Ale i tak ma cię w swoich łapskach.
         Nie odpowiedziała mi od razu, a ja czułem, że zaraz wybuchnę. Chciałem jej w tamtej chwili powiedzieć wszystko, co leżało mi na sercu.
         -Nie powinno być ci z tego powodu przykro. W końcu jesteś z Lisą…
         -Nie jesteśmy ze sobą i nigdy nie byliśmy! A ta akcja w twoim pokoju…ja tego nie chciałem!
         -To już nie ważne, nie musisz mi się tłumaczyć Shane.
         -Muszę. Muszę, bo zależy mi na tobie.
         W jej oczach zabłyszczały łzy, miała lekko rozchylone wargi, a jej policzki lekko się zaróżowiły. W życiu nie widziałem czegoś piękniejszego.
         -W takim razie jest coś, o czym musisz wiedzieć, Shane. Musisz wiedzieć, dlaczego jestem z Dreakiem.
         Po jej policzkach popłynęły łzy. Otarłem je łagodnie kciukiem.
         -Mów, nic ci nie grozi.
         -On stwierdził, że chodząc ze mną zrobi ci na złość. Że będzie miał coś, czego ty nie masz.
         -To żadna nowość. Przeze mnie nie jest już kapitanem, o mało nie wyleciał z drużyny. Ale dlaczego się zgodziłaś?
         -Bo on coś na mnie ma.
         -Co?
         Ledwo zadałem to pytanie, a Katherine zaczęła się lekko trząść. Zauważyłem, że na rękach wyszła jej gęsia skórka.Czekałem. 
         -Dreak…on…on wie coś, czego inni nie wiedzą.
         Zaczęła się trząść jeszcze mocniej, a ja już nie mogłem nad tym zapanować. Czułem, że to co za chwilę mi powie, mocno mną wstrząśnie. 
         -Zostałam zgwałcona. 












***
Co się będę rozpisywać... oceńcie w komentarzu, bardzo zależy mi na waszej opinii. Do zobaczenia w następną sobotę! 


.