Rozdział trzynasty
Katherine
Wcale nie odczułam ulgi. Wręcz przeciwnie. Odczuwałam na
przemian przechodzące przez moje ciało fale ciepła i zimna. Zdawało mi się, że
krew krzepnie w moich żyłach. Gdybym miała jeszcze raz powtórzyć te dwa słowa,
pewnie bym tego nie zrobiła. Moje policzki stały się jakby cięższe, a cała
twarz odrętwiała. Shane siedział sztywno i opierał się rękoma na kolanach.
Patrzył w dół, na podłogę, ale wiedziałam, że ma przed oczyma zupełnie inny
obraz. Po chwili zacisnął ręce w pięści, aż pobielały mu knykcie.
-Jak ten skurwiel mógł zrobić coś takiego…?
Powiedział to tak cicho, a jednak usłyszałam każde słowo.
Poczułam, że krew znów buzuje w moich żyłach.
-Co?- zapytałam półprzytomnie.
Shane najwyraźniej pomyślał, że nie dosłyszałam.
-Jak Beards mógł ci to zrobić? Wiedziałem, że to kretyn,
ale…
Nagle wstał i zaczął kierować się w stronę drzwi. Cały czas
miał zaciśnięte pięści i dyszał ciężko. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i
byłam przerażona.
-Shane! Co ty robisz?- zawołam za nim.
-Dostanie za swoje…już dawno powinien.
-Ale to nie tak!- zawołałam znowu i wstałam.- To nie on mi
to zrobił!
Podziałało. Chłopak zatrzymał się i odwrócił.
-Jak to?
-On tylko to widział. Był świadkiem, nie sprawcą.
W miarę, jak mówiłam, Shane był co raz bliżej mnie. Spuściłam
wzrok, bo wiedziałam, że mógłby z niego wyczytać o wiele więcej, a nie podjęłam
jeszcze decyzji.
Był już obok i delikatnie ujął moją rękę.
-Opowiedz mi.- powiedział cicho.
Znowu usiedliśmy na kanapie. Wzięłam głęboki oddech. Czułam
jego uspokajający dotyk. Tak naprawdę sama jego obecność uspokajała. Jeszcze
przed chwilą był wzburzony i wściekły. Bałam się nawet, że będę pretekstem, pod
którym Shane będzie mógł odegrać się na Dreak’u, czego tak bardzo pragnął. Nie
chciałam być kartą przetargową ani żadną nagrodą, takim dodatkiem do
zwycięstwa. Ale Shane się opamiętał. Widziałam teraz, jak bardzo mu na mnie zależy.
Widziałam, że pod tą jego skorupą, którą pokazuje na co dzień, kryją się jakieś
uczucia, co mi właśnie udowodnił. Mimo to nie chciałam mu powiedzieć
wszystkiego.
-Miałam czternaście lat. Wszedł do pokoju i tam mnie
zgwałcił. Dreak ma rodzinę w East End, mieszkali obok naszego domu. Usłyszał,
jak krzyczałam i przybiegł. Dalej nic nie pamiętam, bo zemdlałam. Prosiłam go,
żeby nikomu nie mówił…wstydziłam się. Teraz mieszkam tutaj, a Dreak mnie
rozpoznał i kazał mi spłacić dług. Gdybym się nie zgodziła, wszyscy by się
dowiedzieli.
Moja historia okazała się zaskakująco krótka, płytka i jakby
nie moja. Ominęłam pewne szczegóły, no i tą najważniejszą informację. Ale jak
mogłabym mu powiedzieć, że zgwałcił mnie własny ojciec? Nawet sama przed sobą
odrzucałam tą myśl.
Shane się zastanawiał. Atmosfera zdawała się być ciężka, ale
wiedziałam, że tylko ja tak to odczuwam. W końcu skłamałam, a w każdym razie
nie powiedziałam całej prawdy.
-Ale jak ten ktoś wszedł do domu? Złapali go?- odezwał się.
Miałam głupią, dziecinną nadzieję, że nigdy nie zada mi tego
pytania. Ale Shane Redson nie był głupcem i nie wydawał się w stosunku do mnie
obojętny.
Znów musiałam skłamać.
-Ja…nie wiem, chyba nie.
Na te słowa chłopak zmarszczył czoło, ale chyba widział, że
nie chcę dłużej ciągnąć tego tematu, więc nie zadawał więcej pytań. Powoli
wstał, nie puszczając mojej ręki.
-Chodź.- powiedział.
Trochę zdziwiona, posłusznie wstałam. Nie zadawałam żadnych
pytań, po prostu nie czułam takiej potrzeby.
Kierowaliśmy się schodami w górę. Shane wydawał się
zdecydowany. Ja byłam trochę zdziwiona, ale ufałam mu całkowicie. Stanęliśmy
przed drzwiami znajdującymi się na lewo od pokoju Tymothy’ego. Domyśliłam się,
że jest to pokój Shane’a, ale jeszcze nie wiedziałam, w jakim celu mnie do
niego zaprowadził.
Pokój nie był duży, ale bardzo przytulny. Na ścianach nie
wisiały żadne plakaty, ani obrazki. Było za to dużo…półek. I to półek z
książkami! Zastanawiałam się, czy to na pewno pokój chłopaka, który stał obok
mnie uśmiechając się lekko na widok moich rozchylonych ze zdziwienia ust. Zauważyłam
też gitarę stojącą przy biurku i wyjście na balkon. W całym pokoju panował
półmrok, a oświetlała go jedynie lampka stojąca przy łóżku, co dało w wyniku
romantyczny i trochę tajemniczy nastrój.
-Muszę ci coś pokazać.- powiedział cicho i podszedł do
jednej z półek.
Podszedł do mnie z notesem oprawionym w brązową skórę z
wytłoczonymi wzorami.
-Otwórz.- szepnął.
W pierwszej chwili myślałam, że to może jego pamiętnik. Ale Shane?
I pamiętnik? Wydawało mi się to niemożliwe, choć po zobaczeniu jego pokoju, nie
wiedziałam już, co mam myśleć.
Otworzyłam notes powoli, żeby nie wyjść na ciekawską.
Pierwsza strona: Shane Redson.
Przynajmniej podejrzewałam, że tak właśnie jest tam na pisane. Przewróciłam na
drugą stronę i zobaczyłam o wiele więcej tekstu. Podeszłam bliżej lampki i
usiadłam na łóżku, aby lepiej widzieć. Tekst okazał się być wierszem…przepięknym
wierszem.
-Oh…- szepnęłam z zachwytu.- Shane to jest…piękne.
Chłopak opierał się o jedną z półek i podrapał się z tyłu
głowy. Wyglądał jak jakiś dzieciak, który coś zbroił, a jego czyn wyszedł na
jaw. Podsumowując- zupełnie nie jak Shane.
W końcu usiadł obok mnie, a ja przewróciłam kartkę.
Zobaczyłam tytuł i w jednej chwili zrozumiałam.
-I still remember-
szepnęłam.- Więc to ty…
Spojrzałam na niego z uwielbieniem. To on był autorem
piosenek zespołu Nathana. To on napisał te wszystkie, piękne teksty, które
przecież nawet śpiewałam i grałam!
-Mówiłem, sekret za sekret. Zdradziłaś swój…a ten jest mój.
Shane
Nareszcie miałem ją przy sobie…i tylko dla siebie. Katherine
leżała obok mnie, na boku opierając się jedną ręką, wpatrzona w moje wiersze
jak zaczarowana. Z takim samym uwielbieniem ja patrzyłem na nią. Nie mogłem
uwierzyć w swoje szczęście.
-Jesteś niesamowity.- powtórzyła któryś raz z rzędu.
Uśmiechnąłem się i powoli zabrałem jej mój zeszyt.
-Chodź do mnie.- powiedziałem delikatnie.
O dziwo nie zerwała się z łóżka i nie oznajmiła mi, że musi
iść do domu- tego bym się po niej spodziewał. Położyła głowę na mojej piersi, a
ja zacząłem gładzić jej włosy. Czułem jej migdałowo- waniliowy zapach, który
doprowadzał mnie do szaleństwa, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Chciałem ją pocałować, co potwierdziło by fakt, że nie jesteśmy już tylko
przyjaciółmi. Bardzo tego pragnąłem, ale wiedziałem, że jeszcze nie pora.
Musieliśmy rozwiązać jeszcze niektóre problemy, zarówno ona jak i ja. Mało tego
wciąż miałem w głowie obraz dziewczyny z koncertu. Choć w ogóle jej nie znałem,
choć widziałem ją zaledwie kilka minut, choć Katherine była sto razy
piękniejsza…wciąż coś do niej czułem. Jak to w ogóle możliwe? Kochać kogoś,
kogo się nigdy nie znało i kogo już nigdy się nie pozna…?
-Jak to będzie, Shane?
-Jakoś sobie poradzimy, zobaczysz. Gdybyś tylko zerwała z
Dreak’iem…
-Wiesz, że nie mogę.
-Możesz Katherine. Musisz tylko przestać się bać.
-Nie rozumiesz, że on wszystkim powie?
-Wiem. To kretyn. Ale przecież mi powiedziałaś i nie było
źle. Popatrz na nas. Gdyby to wszystko potoczyło się inaczej, pewnie jeszcze
przez długi czas nie wiedzielibyśmy, co do siebie czujemy.
-A…co czujemy?
Pocałowałem ją w jej gładkie czoło i poczułem, że się
uśmiecha.
-Tak tylko się droczę.- powiedziała.
Było tak, jakbyśmy robili to od zawsze, jakby to była norma,
a równocześnie było to takie niezwykłe. Czułem, że tak powinno być już zawsze.
Fakt, że pragnąłem Katherine to potwierdzał. Nawet nasze ciała pasowały do
siebie. Nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Po prostu byliśmy. Wkrótce Katherine
zasnęła i mi też oczy zaczęły same się zamykać, ale w tej samej chwili moja
komórka zaczęła wibrować. Delikatnie wyjąłem ją z kieszeni spodni, tak, aby nie
obudzić Kath. Wyświetlił się numer Nathana.
-Tak?- zapytałem szeptem.
-Cześć, stary. Sory,
że cię budzę…
-Spoko, jeszcze nie śpię.
-Katherine nie wróciła
jeszcze do domu. Dzwonimy na jej
komórkę, ale chyba ma wyłączoną. Jej mama dostaje szału. Może ty wiesz, gdzie
jest…?
-Komórka się jej rozładowała. Katherine jest u mnie.
W słuchawce zapanowała cisza, ale wiedziałem, że nie ma
żadnych zakłóceń.
-Co?
-Katherine jest ze mną. Zasnęła, a nie chce jej
budzić.
Znów chwila ciszy.
-Czy wy…?
-Nie.
-Stary, ja ci wierzę,
ale co mam powiedzieć jej mamie?
-Powiedz, że Katherine ma rozładowaną komórkę i zasnęła
razem z Tymothy’m.
-Ok., spoko. Nareszcie
się doczekałeś…
-Niby czego?
Wiedziałem, o co mu chodzi, ale udawałem zdziwionego.
-Myślisz, że o niczym
nie wiedziałem?
-Gadasz od rzeczy, Nate…lepiej idź spać.
-Tak, tak…już idę,
idę. Miłej nocy, Shane. Choć to już ci raczej nie jest potrzebne.
-Zamknij się.- powiedziałem kończąc tym samym rozmowę.
Po telefonie Nathana, jeszcze długo nie mogłem przestać się
uśmiechać. Skoro wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, to dlaczego i
tak było źle? Odpowiedź na to pytanie stanowiło jedno imię: Dreak, choć w głębi
serca czułem, że to nie jest jedyny problem i nawet, gdy zostanie rozwiązany
pojawią się kolejne. Bo w końcu, czym jest życie bez problemów?
Katherine
Jeszcze długo stałam przed domem i uśmiechałam się sama do
siebie. Choć Shane już odjechał, wciąż miałam przed sobą jego obraz. Wciąż
widziałam jego arogancki uśmieszek, czułam jego dotyk na swojej skórze. Czułam
dokładnie jego zapach, cała nim przesiąknęłam. W końcu spałam na jego łóżku, w
jego ramionach! Na wspomnienie o tej nocy, choć całkowicie zwyczajnej, to
jednak niesamowitej, po moim ciele wędrowały przyjemnie dreszcze. Kto by pomyślał,
że tamten wieczór tak się skończy…
Cała w skowronkach weszłam do domu. Wszyscy jeszcze spali, a
ja w cale nie odczuwałam takiej potrzeby. Byłam wypoczęta jak nigdy! Rześkim
krokiem ruszyłam więc do kuchni i wyjęłam z lodówki mój ulubiony sok
pomarańczowy. W tej samej chwili zadzwoniła komórka mamy, którą zawsze
zostawiała na parapecie. Spojrzałam na wyświetlacz.
-Caleb Hurt.- przeczytałam cicho.
Coś mi to nazwisko mówiło. Po chwili wahania odebrałam.
-Tak?
-Witaj Lauro, tu komendant Hurt. Niestety nie mam dobrych
wieści.
Przypomniałam sobie. Pan Caleb Hurt był komendantem policji
w East End. Wiedziałam, o co może chodzić, ale równocześnie nie chciałam
dopuścić do siebie tej myśli. Przez telefon mój głos nie różnił się zbytnio od
głosu mamy, więc postanowiłam dalej ją udawać. Podejrzewałam, że mama nigdy nie
powiedziałaby mi, o co chodziło. Nie chciałaby mnie martwić.
-A co się stało?- zapytałam, próbując opanować drżenie w
moim głosie.
-Dziś w nocy Jonathan uciekł z więzienia. Podejrzewamy, że
pomógł mu w tym niejaki Terry Cavanah, który zbiegł pół roku temu. Podobno
planowali to od dawna. Uważaj na siebie, a przede wszystkim na Katherine. On
chce ją znaleźć. Będę informował cię na bieżąco, jak to robiłem do tej pory…Laura?
Jesteś tam? Halo? Halo? Pieprzony zasięg...