Rozdziały

Obserwatorzy

sobota, 8 września 2012


Rozdział dziesiąty
Katherine
         Budziłam się. Powoli zaczynały do mnie docierać impulsy z realnego świata. Nie mogłam zrozumieć tylko jednej rzeczy: nie pamiętałam, żebym kładła się spać. Nie pamiętałam, jak dostałam się do domu. Nagle do mnie dotarło. Najpierw poczułam silny ból z tyłu głowy, a później chłód bijący od podłoża. Wcale nie byłam w swoim łóżku. Słyszałam też jakiś mężczyzn. Rozmawiali ze sobą przerywając raz po raz śmiechem. Mieli okropne głosy: niskie i chropowate, jakby zmagali się z jakąś bardzo dokuczliwą chrypą. Po chwili poczułam odór alkoholu i pożałowałam, że to nie koszmar.
         Starałam się nie ruszać, nie dawać jakichkolwiek oznak życia. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później zorientują się, że już nie śpię albo sami mnie wybudzą.
         -Chyba za mocno jej walnąłeś, Terry.- zaśmiał się jeden z nich.
         Poczułam na sobie ich spojrzenia. Usłyszałam, że ktoś podchodzi do mnie i z tego co powiedział wywnioskowałam, że jest to właśnie niejaki Terry.
         -Nie bądź idiotą, Steve. Zarówno ona, jak i ja doskonale wiemy, że nie jestem na tyle silny, by odciąć ją na tak długo.- powiedział, po czym ukucnął przy mnie. Jego twarz była na tyle blisko, że znów poczułam alkohol i papierosy.- Prawda, kotku?
         Postanowiłam nie udawać dłużej. I tak się zorientował. Powoli otworzyłam oczy. Jego twarz była oddalona tylko o kilka centymetrów od mojej. Szybko się podniosłam, ale jeszcze szybciej tego pożałowałam. Pociemniało mi przed oczami i zakręciło się w głowie. Odruchowo się za nią złapałam. Wszyscy się zaśmiali. Tak jak podejrzewałam, było ich trzech. Terry wyglądał…dziwnie. W jednej chwili mogłabym przysiąc, że jest młodszy od mojej matki, ale już w następnej, że ma więcej niż czterdzieści lat. Jak na porywacza prezentował się nieźle. Miał brązowe włosy do ramion, nie miał zarostu (najwyraźniej się ogolił), ale zęby, które teraz mogłam bez problemu podziwiać, były lekko żółtawe, zapewne od nikotyny. Najdziwniejszy był jednak jego ubiór. Miał na sobie marynarkę podobną do tych, które nosili popularsi z mojej szkoły. Na dodatek była intensywnie czerwona.
         Steve i ten drugi wyglądali jednak jak typowi uliczni gangsterzy. Nie wiedziałam który jest który, ale oboje byli łysi. Jeden z nich był Afroamerykaninem. Choć obaj byli przerażający, najbardziej bałam się Terry’ego.
         -Witaj, królewno.- powiedział i pocałował mnie lekko w usta.
         Zareagowałam odruchowo. Uderzyłam go w twarz. Natychmiast podbiegli do mnie Steve i ten drugi, i usadzili mnie na jakimś krześle. Dopiero teraz się rozejrzałam. Byliśmy w jakiejś wielkiej hali, magazynie. Po jego wyglądzie wywnioskowałam, że jest raczej opuszczony. Na podłodze walały się różnego rodzaju śmieci. Wielkie lampy na suficie mrugały raz po raz. Zobaczyłam też obskurną kanapę, stół i ustawione wokół niego krzesła, co wyglądało raczej paradoksalnie.
         -To…który pierwszy?- zapytał Afroamerykanin.
         Zmrużyłam oczy. Starałam się wyglądać najgroźniej, jak potrafię. Terry uśmiechnął się szeroko.
         -Spokojnie, królewno. Tylko przekażę ci wiadomość.
         Zmarszczyłam brwi, ale nie odezwałam się. Czułam, że to, co za chwilę usłyszę nie będzie raczej miłe. I miałam rację.
         -Masz pozdrowienia od tatusia. Powiedział, że niedługo cię odwiedzi.
         Otwarłam szeroko oczy ze zdumienia, a po chwili już drżałam.
         -Kłamiesz!- krzyknęłam.
         Terry zaniósł się szyderczym śmiechem.
         -Niby dlaczego miałbym to robić?
         Był łajdakiem, ale mówił prawdę. Po co miałby mówić mi takie rzeczy? Przecież nawet mnie nie znał. Nie zastanawiałam się nawet, jak mój ojciec to wszystko zaplanował. W mojej głowie echem odbijały się słowa: niedługo cię odwiedzi…niedługo cię odwiedzi…niedługo cię odwiedzi…Nie panowałam już nad łzami i drżeniem. Strach przejął nade mną kontrolę. Otrząsnęłam się dopiero, gdy Terry zaczął się do mnie dobierać.
         -Puść mnie!- krzyczałam szarpiąc się z nim.
         Wkrótce leżałam już na ziemi przygnieciona jego ciężarem. W jego oczach zobaczyłam głód i pragnienie. Próbowałam wszystkiego. Szarpałam się, krzyczałam…nawet na niego splunęłam, za co dostałam w twarz.
         -Tato, przyprowadziłem twój motor…co jest?
         Choć w szkole modliłam się, aby nie usłyszeć tego głosu, teraz byłam niewyobrażalnie szczęśliwa. Przechyliłam głowę na bok i nasze spojrzenia się spotkały.
         -Pomóż.- powiedziałam szeptem.
         Dreak zareagował od razu. Szybko podbiegł i zepchnął ze mnie Terry’ego, po czym podniósł mnie i spojrzał w stronę jednego z mężczyzn. No tak! Jak mogłam nie zauważyć!? Byli bardzo podobni. Oczywiście, gdyby nie ta łysa głowa.
         Bez słowa wyszliśmy z budynku. Dreak niósł mnie jeszcze przez kilka minut. Zauważyłam, że na niebie nie ma już tylu gwiazd i że nie jest już czarne, ale granatowe. Świtało.
         -Dreak, możesz mnie już postawić.- powiedziałam.
         Popatrzył na mnie i z westchnieniem postawił mnie na ziemi.
         -Dziękuje.- powiedziałam.- Dziękuje, że mnie uratowałeś.
         Machnął ręką i ruszyliśmy. Najwyraźniej, chciał mnie odprowadzić do domu.
         -Więc…to był twój ojciec?- zapytałam niepewnie.
         -Tak.- odparł twardo.- Ten biały, nie ten Afroamerykanin.
         Pokiwałam głową i pozwoliłam mu kontynuować.
         -Obiecał mi, że już nie będzie brał udziału w takich akcjach. Ale potem poznał tego całego Ruperta, tego czarnego…
         No to już wiedziałam, że jego tata ma na imię Steve. Dreak zatrzymał się nagle i zaczął szybko mnie oglądać.
         -Nic ci się nie stało?!- zapytał trochę zbyt głośno.
         Milczałam przez chwilę, ale zdecydowałam, że jemu mogę to powiedzieć.
         -Znasz tego trzeciego, Terry’ego?
         -Nie.- odparł.- Właściwie to dzisiaj widziałem go pierwszy raz.
         -Wiesz…oni nie chcieli mnie zgwałcić, przynajmniej na początku. Terry miał mi przekazać wiadomość…od mojego ojca. On… on ma mnie nie długo odwiedzić.
         Nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Dreak podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Może i byliśmy wrogami, ale na pewno nie w tamtym momencie. Potrzebowałam wtedy przyjaciela, a Dreak był na miejscu i okazał być się idealnym do tej roli.
         -Nie dostanie cię.- powiedział.
         Uwierzyłam mu. Znów ruszyliśmy. Milczeliśmy aż do końca drogi. Dreak zatrzymał się dopiero przed bramą, a ja czułam, że muszę mu jeszcze raz podziękować.
         -Dziękuje ci, Dreak. Nie wiem co by było gdybyś…
         -Ciii.- przerwał mi znów do siebie przytulając.
         O dziwo, czułam się przy nim bezpieczna. To już nie był ten BEARDS, którego wszyscy nienawidzą. To był Dreak, Dreak, który mnie uratował.
         Już chciałam otworzyć uliczkę, gdy pochylił się nade mną i pocałował prosto w usta. Jego wargi były miękkie i ciepłe. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Nie chciałam go całować, więc dlaczego odwzajemniłam ten pocałunek? Myślałam, że tego pożałuję. Myślałam, że Dreak zrobi się bardziej natarczywy, ale nic z tego. Nadal całował mnie delikatnie i jakby trochę nieśmiało. Odsunęłam się od niego i zobaczyłam w jego oczach to samo, co u Shane’a. Już chciałam mu wytłumaczyć, że tego nie chciałam, ale on uśmiechnął się promiennie i rzucił:
         -Do jutra, Katherine.
         Po czym pobiegł szybko wzdłuż ulicy.
         Nawet, gdy zniknął już za rogiem, ja nadal stałam jak wryta i to bynajmniej nie dlatego, że był to mój pierwszy pocałunek…


Shane
         Wrzesień już prawie minął, ale i tak nadal było gorąco. Jeszcze tydzień temu roześmiałbym się, gdyby ktoś mi powiedział, że będę to robił. Ja naprawdę i chyba po raz pierwszy w życiu zajmowałem się moim bratem. Co prawda z Katherine, ale zawsze coś. Siedziała na ławce i przyglądała się nam z uśmiechem. Co po chwila spoglądałem na nią, co sprytnie wykorzystał mój brat i odebrał mi piłkę. Panna Rain zaniosła się śmiechem, a ja złapałem Tymothy’ego zanim zdobył punkt i podniosłem na tyle wysoko, aby bez problemu mógł wrzucić piłkę do kosza. Katherine zaczęła klaskać, a ja zwróciłem się do brata.
         -Możesz być zawodowcem.- powiedziałem sarkastycznie.
         -Taaa, jasne.- odparł, a ja poczochrałem mu włosy.
         W gruncie rzeczy to był miły dzieciak. Dziwne, że nie zauważyłem tego przez osiem lat.
         Przysiedliśmy się do Katherine i zaczęliśmy rozmawiać. Już po jakiejś minucie zauważyłem, że jestem do tyłu z Harrym Potterem. Nie wiedziałem, kim był Cedrik, co to horkruks i mugol czy jakoś tak (w każdym razie tak nazwał mnie Tymothy). Nigdy bym nie pomyślał, że dziewczyny takie jak Rain, interesują się takimi rzeczami. Im więcej czasu z nią spędzałem, tym bardziej czułem, że jest o wiele więcej rzeczy, których o niej nie wiem.
         Wkrótce zmieniliśmy temat i zaczęliśmy gadać o filmach. O tym, na szczęście, mogłem rozprawiać godzinami. Nie miałem jednak takiej szansy, bo chwilę później przyszła moja mama. Gdy mnie zobaczyła zauważyłem, że jest zdumiona, ale już później uśmiechała się podejrzliwie.
         -Ojciec będzie dziś wcześniej w domu.- powiedziała.
         -Jaa…ale Boże Narodzenie jest dopiero za trzy miesiące.- skomentowałem.
         Zarobiłem karcące spojrzenie mamy i błagalne spojrzenie Katherine.
         -Chciałby cię poznać, Katherine.- zwróciła się do dziewczyny.
         -Mnie? Ale dlaczego? To znaczy chętnie go poznam, ale…- zaczęła speszona.
         -Cóż, jesteś pierwszą opiekunką, która odpowiada naszemu synowi. Tymothy cię uwielbia.- powiedziała spokojnie Lily.
         -Mamo!- fuknął na nią mój brat.
         -No co? To przecież prawda!- powiedziała, po czym zwróciła się znów do Kath.- Mam nadzieję, że zostaniesz dziś na ognisku?- zapytała.
         Byłem pewien, że Rain się zgodzi, ale znów mnie zaskoczyła. Wyglądała na zmieszaną.
         -Tyle, że jestem dziś umówiona…- zaczęła, ale zobaczyła zawiedzioną minę mojego brata (naprawdę był dobry).- W sumie mogłabym wpaść na godzinkę.
         Tymothy się ucieszył. Matka też wyglądała na zadowoloną. Ja natomiast zamyśliłem się. Umówiona…z Beardsem? A może wybiera się na koncert?
         -Jeśli chodzi o koncert to możemy jechać tam razem. Też się wybieram.- powiedziałem obojętnym tonem.
         -Nie chciałabym narobić ci kłopotu.
         -Żaden kłopot.- odparłem zbyt szybko.
         Patrzyłem jak lewy kącik jej ust unosi się nieznacznie do góry, jak zmieszana odwraca wzrok. Wydawało mi się, że minęła wieczność zanim mi odpowiedziała.
         -Ok.
         To jedno małe słówko wystarczyło, bym nie przestawał się uśmiechać do końca tego dnia. Jednak nie wiedziałem, co jeszcze może się wydarzyć…



         -Więc grasz na gitarze, tak?- zapytał mój ojciec.
         Niewątpliwie był zauroczony Katherine. Siedzieliśmy przy ognisku już od dwóch godzin, a tematy się nie kończyły. Dziewczyna z pewnością dostanie podwyżkę.
         -Może nam coś zagrasz?- zapytała z kolei mama.
         -Chętnie- odparła Rain znów mnie zaskakując.- Właściwie ostatnio nauczyłam się nowej piosenki. Co prawda nie pasuje do sytuacji, ale jest po prostu…piękna.
         Podałem jej futerał z gitarą, a ona odwdzięczyła mi się uśmiechem. Patrzyłem z jakim uwielbieniem i delikatnością dotykała gryfu i musiałem przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś z tak nabożną czcią traktował jakiś przedmiot. Na początku wydało mi się to dziwne, ale gdy zaczęła grać wszystko zrozumiałem.
         Nie byliśmy już przy ognisku, a przynajmniej nie ja. Siedziałem na kanapie w Overy Climbers, a przede mną stała dziewczyna z wielkimi, hipnotyzującymi oczami, długimi brązowymi włosami i grzywką. Uśmiechała się, śpiewała, a już po chwili jej nie było. Katherine grała moją piosenkę. Piosenkę, którą napisałem po tym, jak zobaczyłem tą dziewczynę na koncercie. „I still remember” brzmiała dobrze w wykonaniu Nathana, ale Katherine…
         Gdy skończyła nie wiedziałem co zrobić, a tym bardziej powiedzieć. Nie wiedziałem czy mam klaskać, czy wyrazić mój podziw słowami. Miała ogromny talent.
         -Katherine- zacząłem cicho i zupełnie nie w moim stylu.- Na nas chyba już pora.
         -No tak!- zerwała się, po czym zwróciła do moich rodziców.- Dziękuje za miły wieczór. Dobranoc! Pa, Tymothy!
         Byli tak oszołomieni, że ledwo jej odpowiedzieli, ale nie przywiązywałem do tego większej uwagi.
         Razem z Katherine ruszyliśmy do samochodu. Po chwili dziewczyna już siedziała na miejscu pasażera.
         -Podobało ci się?- zapytała.
         -O tak.- odpowiedziałem.- A co to była za piosenka?
         -Nie mów, że nie wiesz!
         A więc jednak! Nathan powiedział jej, że piszę piosenki. Wiedziała, że to ja jestem autorem „I still remember”.
         -Przecież to jest piosenka z repertuaru Break Band.
         Ciężki kamień spadł mi z serca. Więc jeszcze nie wiedziała…Jeszcze? A właściwie dlaczego miałaby wiedzieć? Chociaż…dlaczego miałaby NIE wiedzieć? Może to nie było by takie złe. Kto jak kto, ale ona raczej by mnie nie wyśmiała. W końcu doszedłem do wniosku, że być może kiedyś jej powiem, ale raczej jeszcze nie dzisiaj.
         Kiedy dojechaliśmy do Overy Climbers Katherine zaczęła się dziwnie zachowywać. Przestała się odzywać i cała zesztywniała. A to wszystko stało się, gdy zobaczyła tłum ludzi pchających się do wejścia. Wszystko zrozumiałem…
         -Ta gitara…to nie było tylko na ognisko?
         Pokiwała przecząco głową, ale się nie odezwała, więc kontynuowałem.
         -Skoro tak cię to stresuje, to właściwie dlaczego występujesz?
         -Bo Nathan nalegał, a ja chciałam mieć spokój.- powiedziała cicho.
         -Też bym nalegał. Gdy cię dziś słyszałem…z resztą nieważne. Chodź już.
         I wysiadłem z samochodu, a po krótkiej chwili wysiadła i ona. Zabrałem od niej futerał z gitarą i ruszyliśmy do tylnego wejścia.


         Było wpół do dwunastej, a Nathan wprost kipiał energią. Byłem ciekaw, jak to będzie za czterdzieści lat, kiedy już będzie stary i pomarszczony. Na pewno dalej będzie dawał z siebie wszystko, ale raczej na jakiś pięćdziesięcioleciach ślubu. Teraz szaleją za nim nastolatki, później poszaleją babcie (oczywiście o ile zdrowie im pozwoli).
         Siedziałem z Katherine przy barze. Dziewczyna wciąż była lekko podenerwowana, ale udało mi się ją trochę uspokoić kretyńskimi żartami. Czy nie powinien z nią być Beards? Skoro tak się kochają i w szkole są nierozłączni? Wolałem jej o to nie pytać, bo z pewnością pogorszyłbym sytuację. W dodatku Nathan mrugnął do Kath ze sceny, czego skutkiem była gęsia skórka na jej rękach. Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, ale ledwo odwzajemniła ten gest. Nagle zespół zaczął grać jedną z piosenek Coldplay Yellow, a ja pomyślałem, że to dobry moment, aby zrobić to, co chciałem od kiedy tu weszliśmy. Wstałem z krzesełka i zapytałem ją:
         -Zatańczysz?
         Spojrzała na mnie, jakbym był nienormalny, co mnie trochę rozśmieszyło.
         -No chodź, w końcu mi obiecałaś! No i może się trochę wyluzujesz.
         Nadal patrzyła, jakbym postradał zmysły, więc musiałem interweniować. Chwyciłem jej dłoń i lekko pociągnąłem. Dziewczyna niezdarnie zsunęła się ze stołka i gdyby nie ja, pewnie by upadła. Wciąż trzymałem jej dłoń i musiałem przyznać, że było to miłe uczucie. Pociągnąłem ją na parkiet i przysunąłem do siebie bardzo blisko. Na chwilę zesztywniała, ale po kilku sekundach rozluźniła się. Poruszaliśmy się w rytm muzyki, przytuleni do siebie. Byliśmy tak blisko, że wyraźnie czułem jej zapach. Ten świeży, niezwykły zapach.
         -Znasz tą piosenkę?- zapytałem, prawie muskając ustami jej ucho.
         -Tak.- odparła.- Jedna z moich ulubionych.
         -Moja też.-kontynuowałem i żeby to udowodnić, powiedziałem.- Spójrz na gwiazdy. Zobacz jak lśnią dla ciebie i dla każdej rzeczy, którą robisz.
         Na chwilę przestaliśmy tańczyć. Katherine odchyliła się trochę ode mnie, ale tylko po to, by spojrzeć mi w oczy. Nadal mnie hipnotyzowały. To ona działała tak na mnie. Nie mogłem oprzeć się podnieceniu, jakie wywoływała w moim ciele, gdy przywierała do mnie całą sobą.
         -Twoja skóra i kości przeobrażają się w coś pięknego. Czy wiesz, jak bardzo cię kocham? Przecież wiesz, że bardzo cię kocham…
         Te słowa jakby same wyszły z moich ust. Działał na mnie jej urok, przyciągał mnie. W tamtej chwili myślałem tylko o niej i o tym, że mam ją blisko, przy sobie i że jest bezpieczna. Objąłem ją w pasie, a ona położyła ręce na mojej szyi. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. I gdy już prawie nasze usta się spotkały, gdy już myślałem, że zawsze będę ją trzymał w swoich ramionach, ktoś brutalnie odepchnął mnie w tył. Nie przewróciłem się, ale byłem bardzo zaskoczony. Spojrzałem w stronę Katherine, ale całym swoim cielskiem zasłaniał ją Beards. Ignorując fakt, iż obserwowali nas ochroniarze, rzuciłem się na niego z rykiem wściekłości. 





***
Ok, wiem, że to miał być długi rozdział (planowałam na 15 stron w wordzie), ale czułam, że właśnie w tym momencie muszę skończyć. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe...? Dziękuje wam za wszystkie komentarze i za wszystkie szczere opinie. Dawno mnie tu nie było, co było chyba spowodowane brakiem inspiracji, ale teraz zaczęła się szkoła, spotkałam przyjaciół, za którymi strasznie się stęskniłam i czuję się o wiele lepiej. A jednak szkoła może dać trochę radości! Później zajrzyjcie jeszcze do zakładki BOHATEROWIE i SOUNDTRACK. Pojawi się tam coś nowego. Aha i muszę wznowić moje konto na Twitterze. 
No to do zobaczenia za tydzień, około siedemnastej. Pa kochani! Żegnam się z wami po Coldplejowemu;)

                                            


3 komentarze:

  1. przeczytałam MINUTĘ po opublikowaniu! Jestem Bogiem xD a tak na serio to no kurde no xd co ja Ci mogę napisać, no... wiesz co... pogadamy o tym w poniedziałek w szkole. Co ty na to?:D xd hahahahahaha xd loool xd No to czekamy na następny:D kocham Cieee:******** loffka<333333

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurwa. Kocham Cię. Rozdział poprawił mi humor, po tym jak nic nie mogło go poprawić. Rozdział zaskakujący. Ona musi być z Shanem, ale dobrze, że nie jest z nim tak szybko. Jak na innych blogach gdzie w ósmym już rozdziale się żenią. Chyba to już pisałam, ale to nie ważne. Kocham Cię i tego bloga. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! O KURWA:D KOCHAAAMMM TO JEST ZAJEBISTE:D na taki rozdział warto było czekać:D Najpierw pocałunek z Dreak'iem i teraz prawie z Shanemm:D OMG! jezu, że też w takim momencie musiałaś przerwać, kiedy do bójki dochodziło :D Ale i tak zajebistyy.;p Na początku tego rozdziału chciałam, żeby ona jednak była z Drak'iem a po przeczytaniu dalej zgłupiałam:D i nwm czy wolę Shane czy Drake.. Huhu Zajebisty, kocham cię:D Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń