Rozdział drugi
Katherine
Weszłam do swojego pokoju zostawiając
zdumionego, ale z lekkim uśmiechem na ustach Nathana. Pomieszczenie, które
ujrzałam mogłam bez wątpienia nazwać SPEŁNIENIEM NAJWIĘKSZYCH I NAJŚMIELSZYCH
MARZEŃ KATHERINE RAIN. Pokój był tak piękny, że stałam przez kilka minut z
szeroko otwartymi oczami i wciąż nie mogłam uwierzyć, że jest mój! W tamtej
chwili miałam ochotę znów mocno uściskać Brada. Zaczęłam przechadzać się wolno,
próbując uchwycić całe to piękno. Dwoma z czterech ścian były wielkie okna. Z
jednego miałam widok na basen i patio, a z drugiego na ogród. Naprzeciw tego
okna z widokiem na ogród stało łóżko, a raczej łoże i choć wstydzę się do tego
przyznać, przypominało mi scenerię z tych wszystkich romansów. W ogóle cała
sypialnia była utrzymana w romantycznym nastroju. Ciemne drewno, z którego
zostało wykonane łóżko, idealnie komponowało się z jasnymi, choć nie białymi
ścianami. W nich były jakby wyżłobione półki, a nad nimi wbudowane zostały
halogeny. Były też na suficie zamiast żyrandola. Małe etażerki zostały wykonane w takim samym
stylu jak nieopodal stojąca komoda. Moją uwagę przykuły lustra, które ku mojemu
zdziwieniu rozsuwały się ukazując…garderobę! Mam własną garderobę! Wszystkie moje rzeczy już tam były, choć
zauważyłam kilka nowych. Nie wiem, czy to była sprawka mamy, czy Brada. Cóż,
uściskam ich oboje! No i oczywiście, jak na licealistkę przystało, było biurko,
ale tak piękne, że chciałam w tamtej chwili (ale tylko przez moment) zasiąść
przy nim i odrabiać lekcje. Było wykonane z takiego samego drewna jak łóżko. Na
nim leżał już mój laptop. Zauważyłam też obok gitarę, mojego ukochanego
Fendera. Całość dopełniały cudownie lśniące panele, śnieżnobiałe zasłony i moje
ukochane świeczki zapachowe! Zapaliłam więc jedną o zapachu lawendy i rzuciłam
się na bialutką, pachnącą pościel, prosząc Boga, aby to nie był tylko sen.
Nie wiem ile
czasu minęło. Zdawałoby się, że tylko kilka minut. Leżałam i leżałam. Z
niedowierzaniem gapiłam się na zachodzące słońce, które wkrótce zniknęło całkowicie
zostawiając za sobą przepięknie ubarwione niebo. Niedługo ósma. Może…
I nagle
usłyszałam pukanie do moich drzwi. Nie byłam do tego przyzwyczajona.
Wiedziałam, że to na pewno nie mama, ani nie bliźniaki. Oni nie „krępowali się”
i wchodzili od razu. Cóż, miłą odmianą byłaby prywatność w moim małym
królestwie.
-Proszę.- powiedziałam
Nawet nie chciało mi się wstać i
spojrzeć na tego kogoś. Ale potem usłyszałam jego głos. Nathan. Szybko
podniosłam się do pozycji siedzącej i nerwowo odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
Chłopak, jak to on, uśmiechnął się łobuzersko i usiadł obok mnie.
-I…jak pokój?- zapytał niepewnie. Czy
ten chłopak naprawdę myślał, że mi się nie spodobał?
-Wspaniały to mało powiedziane.-
zaczęłam.- Jest doskonały co do szczegółu.
Najwyraźniej go
to ucieszyło. Na jego twarzy nie było już oznak niepewności, ale zagościł tam
jego „firmowy” uśmiech. Chyba powoli się do niego przyzwyczajałam.
-Łóżko sam wybierałem.-powiedział
dumnie.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. A więc
jednak zainteresował się naszą przeprowadzką i nie był rozpieszczonym bachorem
bogatego tatusia, którego nic nie obchodzi. Zależało mu na tym, abyśmy dobrze
się tutaj czuli.
-Pewnie dlatego, odkąd tu weszłam,
cały czas na nim leżę.-wypaliłam i poczułam, że się rumienię. Nathan chyba
udawał, że tego nie zauważył i zaczął się śmiać. Poczułam się pewniej. -Skąd
tyle wiesz o łóżkach?- zapytałam pół żartem, pół serio. Uśmiechnął się jakby
sam do siebie.
-To moja haniebna przeszłość, z
której jednak pozostało mi jakieś doświadczenie.- w tamtej chwili oboje
wybuchliśmy głośnym śmiechem. Wiedziałam, że na pewno dogadam się z młodym
„paniczem” Adamsem.. Nasz śmiech przerwał dopiero dźwięk wydobywający się z
komórki Nathana.
Shane
Leżałem
na łóżku wdychając zapach domu. Już tak dawno mnie tu nie było. Jednak
kompletnie nic się nie zmieniło, no może oprócz tego, że teraz w pokoju stały
bagaże. Lily kazała rozpakować mi się od razu po przyjeździe, ale byłem
cholernie zmęczony! Jednocześnie myśl, że musiałbym zrobić to jutro…
Z
miną cierpiętnika wstałem i zacząłem się rozpakowywać. Najpierw zająłem się
najmniejszym bagażem, z którego wyciągnąłem mojego iPoda i po krótkim
zastanowieniu włączyłem Holiday zespołu
Green Day. Z muzyką wypakowanie się było o wiele przyjemniejsze. Zajęło mi może
z pół godziny. Na ostatku sięgnąłem po pakunek z „pamiątkami” w moim wydaniu.
Od razu wyrzuciłem do kosza dolną część bikini niejakiej Pheobe z Sydney.
Śliczna i głupia…serio myślała, że wrócę? Potem z nabożną czcią pogłaskałem
nowiutkie tomy m.in. poezji Roberta Burns’a, Shakespeare’a czy Hardy’ego
zakupione w Wielkiej Brytanii. Jezuu, gdyby ktoś się dowiedział…Wyjąłem też mój
nowy zeszyt, a raczej notes. Był oprawiony we włoską ciemnobrązową skórę, którą
zdobiły piękne, idealne wzory. Okładka wyglądała jak drzwi…drzwi do których
tylko ja mam klucz. I znowu ta myśl: Gdyby ktoś się dowiedział.
Odłożyłem
książki i notes na półkę, a iPoda schowałem do szuflady w etażerce. Zauważyłem
w niej paczkę prezerwatyw i doszedłem do wniosku, że na jakiś czas powinienem
dać sobie spokój z seksem. Uwaliłem się znów na łóżku i zacząłem okręcać
komórkę w dłoni. Zastanawiałem się czy zadzwonić do Nathana, czy nie. Nie byłem
pewny, czy mam ochotę na jego wizytę. Byłem wykończony.
CO
JA BABA JESTEM? I wybrałem jego numer. Odebrał po dwóch sygnałach.
-No
nareszcie człowieku!- jego głos był ożywiony i wesoły.
Jedną
z rzeczy, którą lubiłem w Nathanie było to, że nigdy nie mówił „Halo”. Nie wiem dlaczego, ale denerwowało mnie to,
jak dzwoniłem do kogoś a on odbierał i mówił przeciągle to przeklęte HAAALOOOO.
-Jestem
już w mieście, ale chyba nie podniosę dupy z łóżka. Wbijaj i kup piwo.-
powiedziałem. Nathan zaśmiał się.
-Jasne,
będę za pół godziny.- odpowiedział po czym usłyszałem dźwięk oznaczający
zakończenie połączenia.
Czekając
na przyjaciela wyciągnąłem spod łóżka piłkę do kosza i zacząłem ją podrzucać.
Zmęczenie jednak coraz bardziej dawało o sobie znać. Powieki stały się ciężkie,
a ręce jakieś takie gumowate. Dałem za wygraną i zamknąłem oczy. Nie otwarłem
ich nawet, gdy ta cholerna piłka uderzyła mnie w twarz. Przewróciłem się tylko
na brzuch i najzwyczajniej w świecie zasnąłem.
*
-POBUDKAA!
Z
miłego snu obudził mnie głośny wrzask Nathana.. Poderwałem się natychmiast i
spojrzałem na szczerzącego się od ucha do ucha mojego najlepszego przyjaciela.
Nawet to, że nie widziałem go od roku nie zgładziło ochoty, żeby mu w tamtej
chwili dołożyć. Zaczęło się.
Spojrzałem
na zegarek. Było przed dziewiątą. Z rezygnacją podniosłem się do pozycji
siedzącej, a on z sześciopakiem w ręku usadowił się na niedaleko stojącym
fotelu. Za oknem było już ciemno. O
niczym tak nie marzyłem jak o porządnym śnie. Wszystko mnie bolało.
Nathan
doskonale wiedział co z tym zrobić. Rzucił mi puszkę z piwem i fajki, po czym
wstał i otworzył okno. Do mojego pokoju wdarło się rześkie powietrze. Nie
zdawałem sobie sprawy, jak duszno tu było. Otworzyłem piwo i upiłem długi łyk
czując, jak cała senność znika. Potem zapaliłem papierosa i porządnie się
zaciągnąłem. Ahh…tego mi brakowało.
-Nareszcie.-
powiedziałem. Czułem, że dopiero teraz jestem w domu.
-Stary,
masz pojęcie co się tutaj działo przez ten czas?- zapytał Nathan, wcale nie
oczekując odpowiedzi.
Dopiero
teraz mu się przyjrzałem. Jego włosy były dłuższe …no i na pewno urósł. Chyba
sporo czasu spędzał na siłowni, co doradzałem mu przed wyjazdem.
-Zmieniłeś
się.- wyprzedził mnie.
-Ty
też.- odpowiedziałem po czym oboje wyszczerzyliśmy się.
-Trzecia
klasa, stary. Nie ma co. To będzie rok..- zaczął Nathan.- Na początek impreza,
jutro…
-Nie.-
przerwałem mu stanowczo. – Muszę dojść do siebie. Przy matce nie mogłem sobie
na wiele pozwolić.
Nathan
pokiwał ze zrozumieniem. On znał mnie najlepiej.
-
No to pojutrze, nie ma bata.- oznajmił.- A jutro w takim razie wyskoczymy na
miasto, musisz się pokazać.-powiedział i wyszczerzył się znowu. Odchyliłem do
tyłu głowę i zaśmiałem się bezgłośnie. Wywaliłem peta, po czym znów pociągnąłem
długi łyk piwa.
-Najpierw
do centrum.- powiedziałem zdecydowanie.- Po południu matka chce jechać na
farmę, do babci Beth. A potem wbijamy do Overy
Climbers.- na to ostatnie w oczach Nathana pojawiły się iskierki.
-No
to co, jedenasta?- zapytał.
-Chyba
cię pojebało, muszę się wyspać!
-No
to dwunasta?- spytał ponownie. Nie uśmiechało mi się to, ale wiedziałem, że
potem pojadę na farmę, więc z rezygnacją pokiwałem głową i dramatycznie
westchnąłem.
-Teraz
gadaj wszystko.- powiedział stanowczo mój najlepszy przyjaciel i choć
wiedziałem, że ten moment nadejdzie, miałem jednak nadzieję, że nie będę
musiał. Bez większej pożal się Boże ekscytacji, wypiłem piwo do końca i
zacząłem opowiadać. Przynajmniej miałem jeszcze prawie cały sześciopak.
Katherine
Powoli
otworzyłam oczy. NIE To jednak nie był sen. Byłam w moim nowym domu w Little
Rock, w najpiękniejszej sypialni, jaką kiedykolwiek widziałam. Wokół mnie
unosił się przepiękny zapach lawendy. Powoli podniosłam się do pozycji
siedzącej i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nigdy nie czułam się tak
odprężona. Wstałam i podeszłam do okna. Gdy je otwarłam poczułam rześkie powietrze
poranka. Po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz. Pogoda była po prostu
przepiękna! Słońce oświetlało cudowny ogród i nie mogłam się doczekać aż wyjdę
na dwór. Włączyłam cicho jedną z piosenek Metric Waves.
Łazienkę dzieliłam z
Nathanem. Można było do niej wejść tylko przechodząc przez jego pokój albo mój.
Miałam nadzieję, że go nie obudzę jeśli wezmę prysznic. Wchodząc do
pomieszczenia usłyszałam jego chrapanie. Znów uśmiechnęłam się do siebie.
Weszłam do kabiny i poczułam jak strumień letniej wody obmywa moje ciało, co
wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Doszłam do wniosku, że pewnie jednych z
najbardziej przyjemnych doznań, człowiek doświadcza właśnie pod prysznicem.
Owinęłam się moim białym,
puchatym ręcznikiem i zaczęłam nasłuchiwać. Nathan wciąż głośno chrapał.
Podeszłam do umywalki i rozpoczęłam normalne poranne czynności. Nie wiedziałam
co będę dzisiaj robić, więc nie nałożyłam makijażu. Nadal przyodziana wyłącznie
w ręcznik weszłam do pokoju i usłyszałam głosy moich braci dobiegające z zewnątrz. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam ich obu w
kąpielówkach. Zauważyli mnie niemal równocześnie, a Andrew zawołał:
-Katherine, chodź do nas!
-Chodź! –zawtórował mu
Jason.- Może nareszcie wyjdzie nam na dobre to całe czekanie za tobą i mamą,
kiedy kupujecie sobie bikini!
Zaśmiałam się i
odkrzyknęłam:
-Ok., ok., ale nie drzyjcie
się już tak! Nathan jeszcze śpi.
Po czym spojrzałam na
zegarek. Dochodziła dziesiąta. Wow! Całkiem długo spałam. Byłam jednak pewna,
że mój nowy brat bez większych trudności pobije ten rekord. A co mi tam!
Weszłam więc do mojej
garderoby (jeszcze raz podnieciłam się tym faktem, jej!) i z szafki na bieliznę
wyjęłam moje nowe, niebieskie bikini. Nie był to jakiś specjalnie rzucający się
w oczy kostium. Zawiązywany nad szyją, zdobiona była jedynie dolna część. Mimo
to traktowałam go z nabożną czcią. Dostałam go od mamy na siedemnaste urodziny.
Laura wiedziała, że będzie to dla mnie idealny prezent. Mimo to jeszcze nie
miałam go na sobie z powodu mojego wcześniejszego wyglądu. Tak, kiedyś się
wstydziłam. Ponieważ moja ukochana mama zawsze zapomina odkleić cenę z
podarunku dokładnie wiedziałam, że moje marzenie wśród kostiumów kąpielowych
kosztowało ją 249 dolarów 99 centów. Nawet jak by mi się nie spodobał byłabym
chyba zmuszona udawać zachwyt. No dajcie spokój, tyle kasy!
Powolnym ruchem ściągnęłam
ręcznik i odwiesiłam go na oparcie stojącego w garderobie krzesła. Potem
założyłam najpierw dół, potem górę bikini. Stałam tyłem do lustra i bałam się
odwrócić. Wiedziałam, że sporo straciłam na wadze, ale nie przeglądałam się w
takim zestawiieniu od czasów, gdy miałam nadwagę. Właściwie czego się bałam?
Samej siebie? Mojego wyglądu? Hmm…
Ciekawość dała za wygraną. Z
zamkniętymi oczami odwróciłam się i zaczęłam liczyć do trzech. Raz (a co jeśli skóra
mi za bardzo obwisa?)…dwa (a może to bikini za dużo odsłania?)…trzy (nie chce
się zawieść). Najpierw leciutko uchyliłam prawą powiekę, a chwilę potem stałam
już z normalnie otwartymi oczami. Wow. Było…całkiem nieźle. Nie byłam już taka
blada jak rok temu i błękitne bikini jakoś tak fajnie pasowało do odcienia
mojej skóry. Zero fałd. Rozstępy były prawie niewidoczne. Z tego co czytałam w
tych wszystkich czasopismach wywnioskowałam, że mam figurę typu klepsydra.
Byłam niesamowicie szczęśliwa co (choć może wydaje się to niemożliwe) wprawiło
mnie w jeszcze lepszy nastrój.
Złapałam szybko kolorowy
ręcznik z jednej z szafek w garderobie, obwiązałam się nim i energicznym krokiem
ruszyłam na parter. Skierowałam się prosto do kuchni, w której zastałam mamę i
Brada. W domu Adamsów nie było jadalni. Po prostu przed wyjściem na patio stał
mały, choć ośmioosobowy stolik i tam jadało się posiłki. Laura i Brad
obserwowali z uśmiechami na twarzach bliźniaków i nawet mnie nie zauważyli.
Podeszłam cichutko do mamy i pocałowałam ją w policzek. Ta podskoczyła na
krześle i zaśmiała się z samej siebie.
-Dzień dobry córeczko-
powiedziała do mnie i obdarzyła mnie swoim cudownym, matczynym spojrzeniem. Objęłam
ją ramionami i spojrzałam z uśmiechem na pana Adamsa. Odwzajemnił mój gest.
-Jak się spało?- zapytał,
choć zapewne wiedział co powiem.
-Oh, cudownie! A pokój…nie
mam słów. Jeszcze raz dziękuje.
Brad, choć wydawało mi się
to niemożliwe uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Akurat łóżko nie ja
wybierałem, to…-zaczął, ale przerwałam mu, jednak w tej sytuacji nie było to
niegrzeczne.
-…Nathan.- dokończyłam.-
Zdążył mi się już pochwalić.
Mężczyzna zachichotał, lecz
widząc morderczy wzrok mojej mamy odchrząknął nerwowo.
-Katherine.- zaczęła mama.-
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Nathan oświadczył ci to, podczas gdy oboje
leżeliście…
Jej! Skąd jej to przyszło do
głowy?! To znaczy jej słowa były bliskie prawdy, ale tylko w dosłownym ich
znaczeniu. Byliśmy na łóżku, ale nie leżeliśmy, no i w końcu tylko
rozmawialiśmy!
-A fee, mamo! Przecież to
prawie mój brat!- powiedziałam oskarżycielsko. Teraz to mama zachichotała
nerwowo.
Usiadłam obok i wsypałam do
miski moje ulubione płatki (owsiane kółeczka, mniam!) i zalałam je jeszcze
ciepłym mlekiem. Rozmowa przy stole skierowała się na zupełnie inne tory.
-Córcia, co powiesz na
zakupy dzisiaj?- zapytała mama.- Sprzedałam ostatnimi czasy całkiem sporo
obrazów, możemy zaszaleć!
Nie mogłam się nie
uśmiechnąć patrząc , jak w jej brązowych oczach pojawia się iskierka młodości.
Laura była kobietą pełną wigoru i optymizmu,
i po prostu nie wyobrażałam jej sobie jako starą babcię w bujanym
fotelu. Do jej charakteru idealnie pasował zawód: malarka. Nie była znowu tak
zupełnie nieznanym artystą. Niewątpliwie miała talent, co pozwoliło jej utrzymać
naszą malutką rodzinę na powierzchni wód zwanych życiem. Miała klientów w
całych Stanach! Zdarzali się również jacyś europejscy kupcy, czy klienci z
Kanady. Wielu mogłoby sobie pomyśleć, że jest z Bradem dla pieniędzy. Ale po
pierwsze: mieliśmy pieniądze, które wystarczały na podstawowe, niezbędne do
życia towary jak również na te całkiem zbędne, jak mój Fender (choć ja nie
mogłam bez niego żyć), czy warte 250 dolców bikini. A po drugie: mama kochała
pana Adamsa i wiedziałam to już, od kiedy pojawił się w naszym życiu.
Za ostatni sprzedany obraz
mama dostała pięć tysięcy więc niewątpliwie chciała zaszaleć w centrum. Jej
zachęcające spojrzenie błagało o to usilnie. Postanowiłam nie trzymać dłużej
Laury w ryzach niepewności.
-No dobrze, o której?
-Hmm, około południa, ale
nie spiesz się. Z resztą widzę, że masz na sobie kostium. – powiedziała
przeciągle i dodała- Dawno nie widziałam cię w kostiumie.
Pospiesznie wsunęłam resztę
płatków i szybkim krokiem udałam się na patio. No ok., nie byłam już tak gruba
jak przedtem, ale to jeszcze nie oznaczało, że będę się wszystkim pokazywać w
moim błękitnym bikini! Wzrokiem odnalazłam leżak i położyłam się na nim
pamiętając o zasadzie: NIE PŁYWAJ PO JEDZENIU.
Bracia na szczęście mnie nie zauważyli. Byli zajęci nurkowaniem i tego
typu „sprawami”. Przesunęłam więc się na słońce, była dopiero dziesiąta i mimo,
że dzień zapowiadał się upalnie jeszcze taki nie był. Mimo to ściągnęłam
ręcznik i poczułam na swojej skórze ciepłe promienie. Tą błogością zdążyłam się
nacieszyć jedynie przez pięć minut. Usłyszałam bezczelną rozmowę bliźniaków.
-Jakie cycki- powiedział
Jason.
-To jest Katherine?- zapytał
prześmiewczo Andrew.- Nie wiedziałem, że ma cycki.
Nie wytrzymałam. Co te małe
smarkacze sobie myślą?
-Do cholery, Jason, Adrew
jak wy się wyrażacie?!- krzyknęłam na nich, ale oni jedynie zachichotali. No
tak, mamy i Brada nie było już w kuchni.
-Cycki to nie brzydkie
słowo…-zaczął Adrew.
-…cholera to brzydkie
słowo.- skończył Jason i oboje zanieśli się głośnym śmiechem. A raczej zrobili
to wszyscy troje.
Oparty o framugę, jak gdyby
nigdy nic stał Nathan w całej swojej zajebistej osobie w samych kąpielówkach.
Jego nagi, umięśniony tors jakoś nie zrobił na mnie wrażenia. Może dlatego, że
młody Adams rozzłościł mnie tak samo jak moi bracia?
-Skoro tak, to nie wejdę do
basenu!- powiedziałam triumfalnie na co wszyscy trzej zgodnie jęknęli i zaczęli
mówić jednocześnie:
-No weź!
-Katherine!
-Nie bądź złą siostrą!
To ostatnie powiedział Nathan, ale ja tylko spojrzałam na
niego z łobuzerskim uśmieszkiem. Ten zrezygnowany skoczył do basenu, z głośnym
okrzykiem: BOMBAAA, co wywołało śmiech moich ukochanych bliźniaków.
-Twoja kolej, Katherine.-
odezwał się Adams, kiedy już się wynurzył.
-Nie ma mowy! Nie wiecie, że
nie pływa się po jedzeniu?- rzuciłam z miną niewiniątka.
-Katherine się boi!-
krzyknął brunet, a moi bracia zaczęli powtarzać za nim. Udawałam, że mnie to
nie rusza i tak sprawiłam, że ich prześmiewcze okrzyki zniknęły, po czym
wszyscy trzej zajęli się już zabawą w basenie. Nawet Nathan.
Bez żadnego ostrzeżenia
powoli wstałam z leżaka i rzuciłam się biegiem w stronę basenu. Na krawędzi
mocno się wybiłam, a w górze podciągnęłam kolana pod brodę. Klasyczna bomba.
Przez chwilę cała znajdowałam się pod powierzchnią wody, która napłynęła mi do
uszu. Chciałam wymierzyć moim braciom (wszystkim trzem) swego rodzaju karę. Wiedziałam,
że Jason i Andrew nienawidzą, gdy ktoś zrobi ich w balona. Pozwoliłam więc
ponieść się wodzie, ale leżałam na brzuchu, więc połowa mojego ciała znajdowała
się pod powierzchnią. Byłam nieruchoma i całe szczęście, że potrafię długo
wstrzymywać oddech. Mój dowcip najwyraźniej się udał, bo wszyscy trzej do mnie
podpłynęli. Poczułam, że obejmują mnie silne ramiona i po chwili zostałam
przewrócona na drugą stronę. Usłyszałam podenerwowane głosy bliźniaków i uspokajającego ich
Nathana. Najpierw do mnie mówił i lekko mną potrząsał, a później wyciągnął mnie
na płytki i przyłożył dwa palce do szyi.
-Puls jest, ale słaby.-
powiedział głosem znawcy. Usłyszałam równoczesne „O ja” Jasona i Adrew.
-To znaczy, że jeszcze
żyję.- powiedziałam nie mogąc już dłużej wytrzymać. Aktorka ze mnie żadna.
Moi bracia (ci biologiczni) zaczęli
mnie ściskać i śmiać się. Jednak potem chyba sobie uświadomili, do czego
właściwie doszło.
-Żartowałaś?!- spytali
równocześnie z oburzeniem. Tylko Nathan wciąż się uśmiechał i patrzył na
bliźniaków z nieukrywanym rozbawieniem.
-No co? Wam wolno, a mnie
nie?- zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Obrażalscy wrócili do
zabawy, a ja i Nathan poszliśmy na leżaki. Gdy wreszcie uwaliłam się na swój,
westchnęłam głośno. Zaczęłam niestety odczuwać konsekwencje mojego dowcipu.
Było mi strasznie zimno! Pospiesznie okryłam się ręcznikiem i szczęknęłam
zębami.
-To kara.- powiedział- Nie
pływa się po jedzeniu.
Spojrzałam na niego z
udawanym gniewem i oboje zanieśliśmy się gromkim śmiechem. W takim właśnie
nastroju gadaliśmy o wszystkim i o niczym. O ważnych sprawach i kompletnych
głupotach. Miałam wrażenie, jakby Adams był moim bratem, ale równocześnie
najlepszym przyjacielem. Sielankowy nastrój przerwałam, gwałtownie podnosząc
się do całkowitej pozycji siedzącej.
-Która godzina?- zapytałam.
Ku mojemu zaskoczeniu Nathan
również gwałtownie się podniósł i wziął z sąsiedniego leżaka swoją komórkę.
- O cholera, za piętnaście
dwunasta!
Oboje równocześnie
rzuciliśmy się w stronę domu.
-Jadę z mamą na zakupy-
powiedziałam mu.
-A ja do kumpla.- odparł.
Zastanawiałam się, czy to
ten sam kumpel, o którym mówił mi wczoraj, ale nie było czasu, żeby go o to
zapytać. Fajnie by było, gdybym znała kogoś jeszcze prócz Nathana z nowej
szkoły. Zapewniło by mi to lepszy start. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co
szykuje mój współlokator.
Gdy dotarliśmy na piętro mój
nowy brat zatrzymał się i wystawił do mnie policzek. Zaśmiałam się krótko i
dałam mu w niego całusa. Na twarzy chłopaka pojawił się ten zniewalający
uśmiech, choć na mnie przestało to już działać.
-Uznajmy to za rytuał
powitalno- pożegnalny.- powiedział chłopak i ruszył w stronę swojego pokoju.
***
Lejdis and dżentelmen przedstawiam wam rozdział drugi! Mam do was prośbę: nie zniecierpliwcie się zbyt szybko! Wiem, akcja toczy się wolno, ale przysięgam, że wkrótce zacznie się dziać ^^ Życzę miłej lektury! Do zobaczenia za trzy tygodnie! ;)