Rozdziały

Obserwatorzy

niedziela, 10 czerwca 2012


Rozdział czwarty
                                                          
Shane

         Ze szklanką, do połowy wypełnioną  Jack’iem Danielsem rzuciłem się na kanapę, po czym upiłem spory łyk. Miałem już dość. Dosyć tych wszystkich pytań. Jeszcze na początku je rozumiałem i normalnie odpowiadałem, ale teraz postawiłem na ignorancję. Błądziłem wzrokiem po wszystkich twarzach w pomieszczeniu, aż natrafiłem na tą, której szukałem.
         Adams stał oparty o ścianę, oczywiście w towarzystwie dziewczyn. Jedna uwieszała się na nim, jedną ręką głaszcząc jego udo. Nathan, którego znałem na pewno byłby z tego faktu zadowolony. TEN Nathan nie zwracał na to najmniejszej uwagi, co mnie zdziwiło. Posłał mi tylko błagalne spojrzenie, a ja wyszczerzyłem się do niego. Po chwili brunet odwrócił wzrok, patrząc gdzieś w bok. Zrobiłem to samo.
         W moim kierunku zmierzała Lisa Jefferson. Ubrana w kusą czerwoną sukienkę zapewniła sobie spojrzenia wszystkich facetów na imprezie. Czy mi się podobała? Hmm…niewątpliwie była ładna. Długie czarne włosy, idealna cera, kocie oczy, duże usta…wydawała mi się sztuczna, nieprawdziwa.
         Dziewczyna usiadła mi na kolanach i obdarzyła kuszącym spojrzeniem. Jej wzrok błądzący po moim ciele mówił wszystko. Chciała tego.
         -Mam dla ciebie prezent.- wyszeptała mi na ucho po czym lekko je przygryzła.- Od całego drugiego rocznika.
         Poczułem zapach jej duszących perfum. Nie czułem natomiast woni alkoholu. Nie była pijana, dobrze wiedziała co robi.
         Nie zdążyłem zaprzeczyć, bo już pociągnęła mnie na górę. Wiedziałem, że jest tam pokój gościnny i to tam zawsze zabierałem dziewczyny. Najwyraźniej Jefferson zdawała sobie z tego sprawę. Wszystko dokładnie zaplanowała. Zatrzymaliśmy się przed dużymi, brązowymi drzwiami. Dziewczyna oparła się o nie przysuwając mnie do siebie. Nie miałem wyboru i zacząłem odwzajemniać jej pocałunki. Taa…wszystko zaplanowała. Czułem miętówki.
         Lisa jedną ręką trzymała mnie za głowę, a drugą otworzyła drzwi i tak znaleźliśmy się w środku. Teraz to ona przygwoździła mnie do ściany nadal głęboko całując. Taka chuda, a tyle ma siły- pomyślałem. Nie miałem ochoty, nie dzisiaj. Jefferson nie działała na mnie tak, jak na resztę facetów. Była mi obojętna.
Po chwili uklękła przede mną, jedną ręką zaczęła głaskać udo, a drugą rozpinała mi rozporek. No to wdepnąłem w niezłe gówno…Gdy już chciałem ją powstrzymać, zdałem sobie z czegoś sprawę.
         Nikt z nas nie zapalał światła, a mimo to w pokoju nie było ciemno. Przeniosłem wzrok na źródło tego światła. Była nim lampka położona  na szafce nocnej. Potem spojrzałem na łóżko i zamarłem.
         Lisa nadal robiła swoje, a ja po prostu wciąż gapiłem się w tamtym kierunku. Na łóżku leżała dziewczyna! Najwyraźniej spała, jej oczy były zamknięte. Miała długie brązowe włosy, które jakby spływały po jej ramionach i częściowo zasłaniały twarz. Żółty blask lampki oświetlał jej idealnie gładką skórę. Miała na sobie czarną koszulkę na ramiączkach i częściowo była przykryta kołdrą. Nie wiem, czy to przez to światło, ale zdawało mi się, że widzę anioła. Nagle jej powieki leciutko zadrgały, a po chwili całkowicie uniosły. Byłem oczarowany. Znałem te oczy, pamiętałem je bardzo dokładnie. Duże, hipnotyzujące, przenikliwe…nie umiałem stwierdzić, jakiego koloru. Jednak nie była podobna do tamtej dziewczyny z koncertu, ale miały dokładnie to samo spojrzenie, ten sam wzrok. Nieznajoma podniosła się i oparła na rękach, wciąż patrząc prosto w moje oczy. Zdawało mi się, że zagląda do mojej duszy, że czyta w moich myślach. Niestety trwało do zaledwie kilka sekund, bo potem spojrzała w dół, na Lisę. Poczułem, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
         -Idź stąd Jefferson.- powiedziałem nerwowo.
         -Wiem, że tego chcesz.- odparła ciężko dysząc.
         -Nie!- krzyknąłem na co dziewczyna natychmiast powstała, a ja pospiesznie wciągnąłem spodnie.- Idź stąd.
         Lisa obróciła się podążając za moim wzrokiem. Zobaczyła nieznajomą, prychnęła i wyszła jak gdyby nigdy nic. Zostałem sam na sam z tajemniczą dziewczyną i zacząłem się…jąkać. JA…Shane Redson!
         -Ja…prze…nie wiedziałem…- miałem ochotę uderzyć się w twarz.
         -Możesz wyjść? Chciałam się przebrać.- powiedziała melodyjnym,  najpiękniejszym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałem.
         Opanowałem się. Nie mogłem okazać słabości, nie mogłem nic dać po sobie poznać. Nie ja.
         -Tak, jasne.- odparłem nonszalancko i wyszedłem.
         Jednak gdy znalazłem się na korytarzu, oparłem się o ścianę i złapałem za głowę.
         -Cholera…cholera- mówiłem sam do siebie.
         Nie powinienem się tym tak przejmować. Nigdy nie przejmuję się jakimiś dziewczynami. Lubię się z nimi bawić i tylko o to chodzi. Zero uczuć. Zero. Nie miałem nawet zamiaru pytać o tą laskę. Jak Nathan będzie chciał to sam mi powie. Całkowita obojętność. To był mój plan.


Katherine
         Przez chwilę jeszcze siedziałam na łóżku, zastanawiając się, do czego właśnie doszło. Po chwili uświadomiłam sobie, że przecież Nathan urządził imprezę z okazji powrotu swojego kumpla.
         Pójdę na tą imprezę.- pomyślałam, choć jeszcze kilka godzin temu, nie odważyłabym się na to. Tak czy siak musiałam zejść na dół po „czarodziejską” tabletkę. Przy tym chłopaku i dziewczynie starałam się nie okazywać, iż właśnie przeżywam katusze.
         TEN chłopak…czy to właśnie przez niego chciałam tam iść? Nie…zejdę tylko na dół po tabletkę. Tak, a potem wrócę do pokoju jak gdyby nigdy nic. Zdecydowanym krokiem ruszyłam do garderoby. No przecież nie mogłam tam iść w samej koszulce i spodenkach. Tylko w czym? Klasyczny problem. Próbowałam sobie przypomnieć, w co była ubrana tamta dziewczyna. Niestety wtedy nie zwróciłam uwagi na jej ubiór. Hmm…najlepiej będzie jeśli wtopię się w tłum. Nie mogę być ubrana ani zbyt elegancko, ani zbyt niechlujnie.  
         Wyciągnęłam obcisłe czarne rurki (nareszcie mogłam sobie pozwolić na noszenie takich rzeczy), białą koszulkę z czarnymi napisami i cienki, stylowy żakiet w czerwono- czarne pasy. Wszystko to z wczorajszych zakupów. Jeszcze buty…Spojrzałam na moje ukochane conversy i na (moim zdaniem) drapieżne, czarne, buty za kostkę na obcasie w rockowym stylu. Zdawałam sobie sprawę, że lepiej pasują te drugie. Tą nieprzemyślaną kwestię zostawiłam na później i poszłam wziąć prysznic. Niestety nawet to nie odegnało moich myśli od bólu brzucha. Byłam gotowa wylecieć z pokoju w samym ręczniku po tą jedną tabletkę. Na szczęście nie musiałam, bo na blacie w łazience spostrzegłam szklankę wody i znajome mi pudełeczko, a obok małą karteczkę.
         -Na wszelki wypadek.- przeczytałam.
         Miałam ochotę wyściskać Nathana z całych sił! Szybko połknęłam tabletkę i zabrałam się za makijaż i fryzurę. To było dla mnie mniej skomplikowane niż ubiór. Pociągnęłam policzki perełkami brązującymi, usta błyszczykiem, rzęsy tuszem i narysowałam kreski eye-linerem nad górną powieką. Cieszyłam się, że mama namówiła mnie na wizytę u dermatologa rok temu. Dzięki temu nie musiałam się męczyć z podkładami, korektorami czy innymi świństwami.
         Podsuszyłam trochę włosy. Z nimi nie miałam żadnego problemu. Przedziałek na środku, lekko pofalowane w dolnych partiach….Jej! Skoro już mam tabletki, po co pójdę na dół?
         Brzuch już nie bolał mnie tak mocno. Chodziłam po pokoju tam i z powrotem. Z dołu dobiegała głośna muzyka, śmiechy i okrzyki. Dochodziła dziesiąta. W końcu musiałam przyznać, że  chciałam tam iść nie tylko ze względu na tabletkę.
         Samo wspomnienie tamtego chłopaka sprawiało, że nogi się pode mną uginały. Pierwszy raz czułam coś takiego. Bałam się spotkania z nim twarzą w twarz, ale równocześnie bardzo tego pragnęłam.
         -Dasz radę Katherine, musisz dać radę.- powiedziałam na głos.

*

         Schodziłam po schodach starając się opanować podekscytowanie.  Jeszcze nigdy nie widziałam tylu ludzi w jednym miejscu. Zauważyłam, że meble przestawiono tak, aby na środku powstał duży parkiet, na którym teraz tańczyła większość gości. Inni byli na patio albo wygłupiali się w basenie. Nikogo tam nie znałam, więc wzrokiem szukałam Nathana.
         Stał niedaleko wyjścia na zewnątrz razem z innymi chłopakami i z NIM.  Strach i nieśmiałość wzięły górę i już chciałam wracać, gdy Adams mnie zauważył i ruszył w moją stronę. Poczułam, jak żołądek skręca mi się ze strachu. Oby nie zaprowadził mnie do nich.- pomyślałam. Przywołałam uśmiech na twarz i gdy był przy mnie pocałowałam go w policzek.
         -Jednak przyszłaś.- powiedział uśmiechając się w ten swój cudowny sposób.
         -Tak…COŚ mnie obudziło.- odparłam.
         -Przepraszam, ale głośna muzyka to jeden z warunków dobrej zabawy.- po czym złapał mnie za rękę.- Chodź, przedstawię cię.
         Gdy tak szliśmy pokonując ten krótki dystans zauważyłam, że wiele dziewczyn spogląda na nasze splecione ręce. Pomyślałam wtedy, że dzięki Nathanowi będę miała za pewne dużo kolegów, ale raczej mniej koleżanek.
         -A więc przedstawiam wam Katherine Rain, moją nową współlokatorkę.
         -Cześć wszystkim!- rzuciłam z uśmiechem, machając krótko.
         Wszyscy odpowiedzieli mi i również obdarzyli mnie uśmiechem. Pomyślałam, że nigdy nie widziałam tylu przystojnych chłopaków w jednym miejscu. Próbowałam nie patrzeć na TAMTEGO.
         -Kontynuując: ostatni rok w liceum, piękna, mądra, utalentowana równie jak ja.- szturchnęłam go w ramię i poczułam, że się rumienię.- I do tego wolna, chyba…
         -Nathan!- fuknęłam na niego, ale on tylko zaniósł się beztroskim śmiechem. Podobnie zrobili jego kumple.
         -To jest Sterling.- powiedział mi wskazując bruneta z doczepianymi z tyłu dredami. Uścisnęłam jego dłoń, a on obdarzył mnie serdecznym uśmiechem.
         -Miło mi.- powiedział.
         -Ja jestem Jared.- powiedział blondyn z czarującym uśmiechem.- Ja też dostanę buziaka?- zapytał nonszalancko.
         -To tylko mój przywilej.- odparł Nathan.
         -Może innym razem.- powiedziałam do Jareda i wyszczerzyłam się do niego.
         -To Chace.- kontynuował Adams.
         -Fajne buty.- powiedział uroczy chłopak z brązowymi loczkami.
         Jego kuple zerknęli na niego z niedowierzaniem, a ja zakłopotana przywołałam na twarz najpiękniejszy uśmiech na jaki kiedykolwiek było mnie stać i próbując wyrwać go z tej niezręcznej sytuacji powiedziałam:
         -Dziękuje.- na co natychmiast się rozpromienił.
         Nagle coś sobie uświadomiłam.
         -Hej, wy trzej należycie do „Break Band”!- krzyknęłam.
         - Ahh…kolejna fanka- stwierdził Jared.- Moja sława jest szybsza ode mnie.- zażartował.
         Nadeszła chwila, gdy miałam poznać czwartego chłopaka. Starając się nie okazać wahania podeszłam do niego i wyciągnęłam dłoń.
         -Katherine Rain.- przedstawiłam się.
         -Shane Redson.- odparł głębokim głosem.
         Shane…Shane…-powtarzałam w myślach. Spojrzałam w jego oczy. Były niezwykłe, w kolorze ciepłego brązu. Nic nie mogłam z nich wyczytać. Chłopak uśmiechnął się czarująco, a ja poczułam miłe łaskotanie w brzuchu. Nie byłam pewna, czy jestem w stanie się ruszyć. Moje nogi były jak z waty. Bałam się, że upadnę. Sama jego obecność przyprawiała mnie o zawroty głowy. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. W dodatku Shane nie puścił mojej dłoni. Zrobił to dopiero, gdy Nathan znacząco odchrząknął.
         -Twój stary się zgodził, żeby z wami mieszkała?- zapytał Sterling.
         -Jej mama jest z moim ojcem.- odparł Nathan nadal nie spuszczając wzroku z Shane’ a.
         Rozległy się pierwsze dźwięki Starstrukk, a Chace bez żadnego ostrzeżenia pociągnął mnie na parkiet.

                                     
Shane
         Nathan przemówił dopiero, gdy Jared i Sterling poszli do kuchni po piwo.
         -Niezła, co?- spytał.
         Kiwnąłem tylko głową.
         -Wiedziałem, że ci się spodoba.- powiedział z satysfakcją w głosie.
         Nie mówiąc nic poszedłem na parkiet śladem Katherine i Chace’a. Dostrzegłem ją na środku. Trudno było mi się tam przecisnąć. Taniec tutaj polegał właściwie na ocieraniu się o siebie. Tak więc zrobiłem ignorując wołanie Jefferson gdzieś spoza tego tłumu. Katherine już nie tańczyła z Chacem, tylko sama. Stanąłem za nią. Ocierała się o moje ciało. Poczułem  przyjemne dreszcze i jej kuszący, ale świeży zapach. Nie mogąc się dłużej powstrzymać objąłem ją, ręce zaciskając na jej brzuchu i szepnąłem do ucha.
         -Witamy w Little Rock, Katherine.
         Dziewczyna natychmiast znieruchomiała. Puściłem ją, a ona, nawet się nie odwracając, odeszła.

*

         Chwiejąc się podszedłem niepewnie do lodówki i wyjąłem z niej jedną z ostatnich puszek piwa. Pociągając łyk poczułem, jak moje ciało i umysł nieznacznie, ale jednak się orzeźwiają. Niestety trwało to tylko chwilę. Zdesperowany zacząłem poszukiwania. Przebierałem śmieci natrafiając przy okazji na przeróżne rzeczy. Próbowałem opanować mdłości, aż w końcu natrafiłem na paczkę papierosów.
         -Tu jesteś kochanie.- powiedziałem i wyjąłem jednego papierosa, nienaturalnie chichocząc.
         Nigdzie nie mogłem znaleźć zapalniczki więc zniecierpliwiony wyrzuciłem fajki na podłogę. Popatrzyłem na schody wiodące na pierwsze piętro. Wiedziałem, że jestem kompletnie pijany, ale chciałem to zrobić.
         Mocno trzymając się balustrady wszedłem na górę i spojrzałem na duże brązowe drzwi, od których dzieliło mnie kilka metrów. Nie miałem oporów przed tym, co chciałem zrobić. Gówno mnie obchodziło jakie będą tego konsekwencje.
         Powoli, ale pewnie otworzyłem je i instynktownie spojrzałem na łóżko. Nie było jej tam. Stała przy oknie patrząc na budzący się do życia świat, na razie ogarnięty jeszcze szarością, odziana jedynie w czarną koszulę nocną na cienkich ramiączkach. Zamknąłem drzwi z trzaskiem, który w tej ciszy wydawał się być głośny. Dziewczyna drgnęła przestraszona i natychmiast się odwróciła.
         -Witam panno Rain- powiedziałem kłaniając się przed nią, jak przed królową.
         -Shane?- zapytała, próbując opanować drżenie głosu, po czym podeszła do mnie szybko.- Co ty tu robisz?- zapytała.
         Mój wzrok spoczął na jej dekolcie, lecz nie w tym celu, w jakim zwykle wędrował po ciałach dziewczyn. Moją uwagę przykuła blizna, w postaci kreski, rozciągająca się poziomo nad prawą piersią. Machinalnie przejechałem po niej palcem, a Katherine zadrżała. Spojrzałem w jej oczy. Nadal mnie hipnotyzowały, choć teraz mokre były od łez. Nie byłem pewny, czy to wszystko dzieje się naprawdę czy jest po prostu wytworem spowodowanym nadmiernym spożyciem alkoholu. Wszystko przerwał głos dziewczyny, teraz brzmiący ozięble i sucho zarazem.
         -Jesteś pijany, wyjdź.- powiedziała.
         Cofnąłem się nadal nie odwracając, póki nie poczułem za sobą drzwi. Wyszedłem z pokoju Katherine Rain nucąc jakąś durną piosenkę, której słów nie znałem i nie miałem zamiaru poznać.





***
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem czy coś...może wam się wydawać, że już za dwa rozdziały Katherine i Shane będą razem, ale spokojnie. Zapewniam, że tak nie będzie:) 
No a tak w ogóle, to podobał się wam ten rozdział?
Aha, spełniając prośbę, dedykuję ten rozdział osobie o nicku Cipciok :D Mam nadzieję, że spodoba ci się nowy rozdział^^
No to, do następnej niedzieli lub soboty...kocham was!:*


PS: Teraz znajdziecie mnie również na Twitterze: @jenny_sparkly

6 komentarzy:

  1. Piękny rozdział. ♥ A następny może w sobotę, jej kocham Cię i tego bloga. Odliczam tylko dni do następnego rozdziału. Dziękuje, za dedykację, chociaż najpierw sama ją wyprosiłam. Cipciok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział na serio fajny. Czekam na następny. Mam pytanie. Na tt będziesz informowała o wstawianych rozdziałach czy nie ??

    OdpowiedzUsuń
  3. tak Anonimie, będę informowała:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super piszesz .. Jak chcesz możesz ocenić moje : http://tylkotu.bloog.pl/?ticaid=6df44

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super :D No ja mam nadzieję że tek szybko ze sobą nie będą! :P Fajnie że teraz piszesz częściej bo te 3 tygodnie to jak dla mnie było za długo :D Zapraszam do mnie, czekam na opinie xD

    OdpowiedzUsuń