Rozdział
czwarty
Shane
Ze szklanką, do
połowy wypełnioną Jack’iem Danielsem rzuciłem
się na kanapę, po czym upiłem spory łyk. Miałem już dość. Dosyć tych wszystkich
pytań. Jeszcze na początku je rozumiałem i normalnie odpowiadałem, ale teraz
postawiłem na ignorancję. Błądziłem wzrokiem po wszystkich twarzach w
pomieszczeniu, aż natrafiłem na tą, której szukałem.
Adams stał
oparty o ścianę, oczywiście w towarzystwie dziewczyn. Jedna uwieszała się na
nim, jedną ręką głaszcząc jego udo. Nathan, którego znałem na pewno byłby z
tego faktu zadowolony. TEN Nathan nie zwracał na to najmniejszej uwagi, co mnie
zdziwiło. Posłał mi tylko błagalne spojrzenie, a ja wyszczerzyłem się do niego.
Po chwili brunet odwrócił wzrok, patrząc gdzieś w bok. Zrobiłem to samo.
W moim kierunku
zmierzała Lisa Jefferson. Ubrana w kusą czerwoną sukienkę zapewniła sobie
spojrzenia wszystkich facetów na imprezie. Czy mi się podobała?
Hmm…niewątpliwie była ładna. Długie czarne włosy, idealna cera, kocie oczy,
duże usta…wydawała mi się sztuczna, nieprawdziwa.
Dziewczyna
usiadła mi na kolanach i obdarzyła kuszącym spojrzeniem. Jej wzrok błądzący po
moim ciele mówił wszystko. Chciała tego.
-Mam dla ciebie
prezent.- wyszeptała mi na ucho po czym lekko je przygryzła.- Od całego
drugiego rocznika.
Poczułem zapach
jej duszących perfum. Nie czułem natomiast woni alkoholu. Nie była pijana,
dobrze wiedziała co robi.
Nie zdążyłem
zaprzeczyć, bo już pociągnęła mnie na górę. Wiedziałem, że jest tam pokój
gościnny i to tam zawsze zabierałem dziewczyny. Najwyraźniej Jefferson zdawała
sobie z tego sprawę. Wszystko dokładnie zaplanowała. Zatrzymaliśmy się przed
dużymi, brązowymi drzwiami. Dziewczyna oparła się o nie przysuwając mnie do
siebie. Nie miałem wyboru i zacząłem odwzajemniać jej pocałunki. Taa…wszystko
zaplanowała. Czułem miętówki.
Lisa jedną ręką
trzymała mnie za głowę, a drugą otworzyła drzwi i tak znaleźliśmy się w środku.
Teraz to ona przygwoździła mnie do ściany nadal głęboko całując. Taka chuda, a tyle ma siły- pomyślałem.
Nie miałem ochoty, nie dzisiaj. Jefferson nie działała na mnie tak, jak na
resztę facetów. Była mi obojętna.
Po chwili uklękła przede mną, jedną ręką zaczęła głaskać udo,
a drugą rozpinała mi rozporek. No to
wdepnąłem w niezłe gówno…Gdy już chciałem ją powstrzymać, zdałem sobie z
czegoś sprawę.
Nikt z nas nie
zapalał światła, a mimo to w pokoju nie było ciemno. Przeniosłem wzrok na
źródło tego światła. Była nim lampka położona na szafce nocnej. Potem spojrzałem na łóżko i
zamarłem.
Lisa nadal
robiła swoje, a ja po prostu wciąż gapiłem się w tamtym kierunku. Na łóżku
leżała dziewczyna! Najwyraźniej spała, jej oczy były zamknięte. Miała długie
brązowe włosy, które jakby spływały po jej ramionach i częściowo zasłaniały
twarz. Żółty blask lampki oświetlał jej idealnie gładką skórę. Miała na sobie
czarną koszulkę na ramiączkach i częściowo była przykryta kołdrą. Nie wiem, czy
to przez to światło, ale zdawało mi się, że widzę anioła. Nagle jej powieki
leciutko zadrgały, a po chwili całkowicie uniosły. Byłem oczarowany. Znałem te
oczy, pamiętałem je bardzo dokładnie. Duże, hipnotyzujące, przenikliwe…nie
umiałem stwierdzić, jakiego koloru. Jednak nie była podobna do tamtej
dziewczyny z koncertu, ale miały dokładnie to samo spojrzenie, ten sam wzrok.
Nieznajoma podniosła się i oparła na rękach, wciąż patrząc prosto w moje oczy.
Zdawało mi się, że zagląda do mojej duszy, że czyta w moich myślach. Niestety
trwało do zaledwie kilka sekund, bo potem spojrzała w dół, na Lisę. Poczułem, jakby
ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
-Idź stąd
Jefferson.- powiedziałem nerwowo.
-Wiem, że tego
chcesz.- odparła ciężko dysząc.
-Nie!-
krzyknąłem na co dziewczyna natychmiast powstała, a ja pospiesznie wciągnąłem
spodnie.- Idź stąd.
Lisa obróciła
się podążając za moim wzrokiem. Zobaczyła nieznajomą, prychnęła i wyszła jak gdyby
nigdy nic. Zostałem sam na sam z tajemniczą dziewczyną i zacząłem się…jąkać.
JA…Shane Redson!
-Ja…prze…nie
wiedziałem…- miałem ochotę uderzyć się w twarz.
-Możesz wyjść?
Chciałam się przebrać.- powiedziała melodyjnym, najpiękniejszym głosem, jaki kiedykolwiek
słyszałem.
Opanowałem się.
Nie mogłem okazać słabości, nie mogłem nic dać po sobie poznać. Nie ja.
-Tak, jasne.-
odparłem nonszalancko i wyszedłem.
Jednak gdy
znalazłem się na korytarzu, oparłem się o ścianę i złapałem za głowę.
-Cholera…cholera-
mówiłem sam do siebie.
Nie powinienem
się tym tak przejmować. Nigdy nie przejmuję się jakimiś dziewczynami. Lubię się
z nimi bawić i tylko o to chodzi. Zero uczuć. Zero. Nie miałem nawet zamiaru
pytać o tą laskę. Jak Nathan będzie chciał to sam mi powie. Całkowita
obojętność. To był mój plan.
Katherine
Przez chwilę
jeszcze siedziałam na łóżku, zastanawiając się, do czego właśnie doszło. Po
chwili uświadomiłam sobie, że przecież Nathan urządził imprezę z okazji powrotu
swojego kumpla.
Pójdę na tą imprezę.- pomyślałam, choć
jeszcze kilka godzin temu, nie odważyłabym się na to. Tak czy siak musiałam
zejść na dół po „czarodziejską” tabletkę. Przy tym chłopaku i dziewczynie
starałam się nie okazywać, iż właśnie przeżywam katusze.
TEN chłopak…czy
to właśnie przez niego chciałam tam iść? Nie…zejdę
tylko na dół po tabletkę. Tak, a
potem wrócę do pokoju jak gdyby nigdy nic. Zdecydowanym krokiem ruszyłam do
garderoby. No przecież nie mogłam tam iść w samej koszulce i spodenkach. Tylko
w czym? Klasyczny problem. Próbowałam sobie przypomnieć, w co była ubrana tamta
dziewczyna. Niestety wtedy nie zwróciłam uwagi na jej ubiór. Hmm…najlepiej
będzie jeśli wtopię się w tłum. Nie mogę być ubrana ani zbyt elegancko, ani
zbyt niechlujnie.
Wyciągnęłam
obcisłe czarne rurki (nareszcie mogłam sobie pozwolić na noszenie takich
rzeczy), białą koszulkę z czarnymi napisami i cienki, stylowy żakiet w
czerwono- czarne pasy. Wszystko to z wczorajszych zakupów. Jeszcze buty…Spojrzałam
na moje ukochane conversy i na (moim zdaniem) drapieżne, czarne, buty za kostkę
na obcasie w rockowym stylu. Zdawałam sobie sprawę, że lepiej pasują te drugie.
Tą nieprzemyślaną kwestię zostawiłam na później i poszłam wziąć prysznic.
Niestety nawet to nie odegnało moich myśli od bólu brzucha. Byłam gotowa
wylecieć z pokoju w samym ręczniku po tą jedną tabletkę. Na szczęście nie
musiałam, bo na blacie w łazience spostrzegłam szklankę wody i znajome mi
pudełeczko, a obok małą karteczkę.
-Na wszelki wypadek.- przeczytałam.
Miałam ochotę
wyściskać Nathana z całych sił! Szybko połknęłam tabletkę i zabrałam się za
makijaż i fryzurę. To było dla mnie mniej skomplikowane niż ubiór. Pociągnęłam
policzki perełkami brązującymi, usta błyszczykiem, rzęsy tuszem i narysowałam
kreski eye-linerem nad górną powieką. Cieszyłam się, że mama namówiła mnie na
wizytę u dermatologa rok temu. Dzięki temu nie musiałam się męczyć z
podkładami, korektorami czy innymi świństwami.
Podsuszyłam
trochę włosy. Z nimi nie miałam żadnego problemu. Przedziałek na środku, lekko pofalowane
w dolnych partiach….Jej! Skoro już mam
tabletki, po co pójdę na dół?
Brzuch już nie
bolał mnie tak mocno. Chodziłam po pokoju tam i z powrotem. Z dołu dobiegała
głośna muzyka, śmiechy i okrzyki. Dochodziła dziesiąta. W końcu musiałam
przyznać, że chciałam tam iść nie tylko
ze względu na tabletkę.
Samo
wspomnienie tamtego chłopaka sprawiało, że nogi się pode mną uginały. Pierwszy
raz czułam coś takiego. Bałam się spotkania z nim twarzą w twarz, ale
równocześnie bardzo tego pragnęłam.
-Dasz radę
Katherine, musisz dać radę.- powiedziałam na głos.
*
Schodziłam po
schodach starając się opanować podekscytowanie.
Jeszcze nigdy nie widziałam tylu ludzi w jednym miejscu. Zauważyłam, że
meble przestawiono tak, aby na środku powstał duży parkiet, na którym teraz
tańczyła większość gości. Inni byli na patio albo wygłupiali się w basenie.
Nikogo tam nie znałam, więc wzrokiem szukałam Nathana.
Stał niedaleko
wyjścia na zewnątrz razem z innymi chłopakami i z NIM. Strach i nieśmiałość wzięły górę i już
chciałam wracać, gdy Adams mnie zauważył i ruszył w moją stronę. Poczułam, jak
żołądek skręca mi się ze strachu. Oby nie
zaprowadził mnie do nich.- pomyślałam. Przywołałam uśmiech na twarz i gdy
był przy mnie pocałowałam go w policzek.
-Jednak
przyszłaś.- powiedział uśmiechając się w ten swój cudowny sposób.
-Tak…COŚ mnie
obudziło.- odparłam.
-Przepraszam,
ale głośna muzyka to jeden z warunków dobrej zabawy.- po czym złapał mnie za
rękę.- Chodź, przedstawię cię.
Gdy tak szliśmy
pokonując ten krótki dystans zauważyłam, że wiele dziewczyn spogląda na nasze
splecione ręce. Pomyślałam wtedy, że dzięki Nathanowi będę miała za pewne dużo
kolegów, ale raczej mniej koleżanek.
-A więc
przedstawiam wam Katherine Rain, moją nową współlokatorkę.
-Cześć
wszystkim!- rzuciłam z uśmiechem, machając krótko.
Wszyscy
odpowiedzieli mi i również obdarzyli mnie uśmiechem. Pomyślałam, że nigdy nie
widziałam tylu przystojnych chłopaków w jednym miejscu. Próbowałam nie patrzeć
na TAMTEGO.
-Kontynuując: ostatni
rok w liceum, piękna, mądra, utalentowana równie jak ja.- szturchnęłam go w
ramię i poczułam, że się rumienię.- I do tego wolna, chyba…
-Nathan!-
fuknęłam na niego, ale on tylko zaniósł się beztroskim śmiechem. Podobnie
zrobili jego kumple.
-To jest Sterling.-
powiedział mi wskazując bruneta z doczepianymi z tyłu dredami. Uścisnęłam jego
dłoń, a on obdarzył mnie serdecznym uśmiechem.
-Miło mi.-
powiedział.
-Ja jestem
Jared.- powiedział blondyn z czarującym uśmiechem.- Ja też dostanę buziaka?-
zapytał nonszalancko.
-To tylko mój
przywilej.- odparł Nathan.
-Może innym
razem.- powiedziałam do Jareda i wyszczerzyłam się do niego.
-To Chace.-
kontynuował Adams.
-Fajne buty.-
powiedział uroczy chłopak z brązowymi loczkami.
Jego kuple zerknęli
na niego z niedowierzaniem, a ja zakłopotana przywołałam na twarz
najpiękniejszy uśmiech na jaki kiedykolwiek było mnie stać i próbując wyrwać go
z tej niezręcznej sytuacji powiedziałam:
-Dziękuje.- na
co natychmiast się rozpromienił.
Nagle coś sobie
uświadomiłam.
-Hej, wy trzej
należycie do „Break Band”!- krzyknęłam.
- Ahh…kolejna
fanka- stwierdził Jared.- Moja sława jest szybsza ode mnie.- zażartował.
Nadeszła
chwila, gdy miałam poznać czwartego chłopaka. Starając się nie okazać wahania
podeszłam do niego i wyciągnęłam dłoń.
-Katherine
Rain.- przedstawiłam się.
-Shane Redson.-
odparł głębokim głosem.
Shane…Shane…-powtarzałam w myślach. Spojrzałam
w jego oczy. Były niezwykłe, w kolorze ciepłego brązu. Nic nie mogłam z nich
wyczytać. Chłopak uśmiechnął się czarująco, a ja poczułam miłe łaskotanie w
brzuchu. Nie byłam pewna, czy jestem w stanie się ruszyć. Moje nogi były jak z
waty. Bałam się, że upadnę. Sama jego obecność przyprawiała mnie o zawroty
głowy. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. W dodatku Shane nie puścił
mojej dłoni. Zrobił to dopiero, gdy Nathan znacząco odchrząknął.
-Twój stary się
zgodził, żeby z wami mieszkała?- zapytał Sterling.
-Jej mama jest
z moim ojcem.- odparł Nathan nadal nie spuszczając wzroku z Shane’ a.
Rozległy się
pierwsze dźwięki Starstrukk, a Chace
bez żadnego ostrzeżenia pociągnął mnie na parkiet.
Shane
Nathan
przemówił dopiero, gdy Jared i Sterling poszli do kuchni po piwo.
-Niezła, co?-
spytał.
Kiwnąłem tylko
głową.
-Wiedziałem, że
ci się spodoba.- powiedział z satysfakcją w głosie.
Nie mówiąc nic
poszedłem na parkiet śladem Katherine i Chace’a. Dostrzegłem ją na środku.
Trudno było mi się tam przecisnąć. Taniec tutaj polegał właściwie na ocieraniu
się o siebie. Tak więc zrobiłem ignorując wołanie Jefferson gdzieś spoza tego
tłumu. Katherine już nie tańczyła z Chacem, tylko sama. Stanąłem za nią.
Ocierała się o moje ciało. Poczułem
przyjemne dreszcze i jej kuszący, ale świeży zapach. Nie mogąc się
dłużej powstrzymać objąłem ją, ręce zaciskając na jej brzuchu i szepnąłem do
ucha.
-Witamy
w Little Rock ,
Katherine.
Dziewczyna
natychmiast znieruchomiała. Puściłem ją, a ona, nawet się nie odwracając,
odeszła.
*
Chwiejąc się
podszedłem niepewnie do lodówki i wyjąłem z niej jedną z ostatnich puszek piwa.
Pociągając łyk poczułem, jak moje ciało i umysł nieznacznie, ale jednak się
orzeźwiają. Niestety trwało to tylko chwilę. Zdesperowany zacząłem
poszukiwania. Przebierałem śmieci natrafiając przy okazji na przeróżne rzeczy.
Próbowałem opanować mdłości, aż w końcu natrafiłem na paczkę papierosów.
-Tu jesteś
kochanie.- powiedziałem i wyjąłem jednego papierosa, nienaturalnie chichocząc.
Nigdzie nie
mogłem znaleźć zapalniczki więc zniecierpliwiony wyrzuciłem fajki na podłogę.
Popatrzyłem na schody wiodące na pierwsze piętro. Wiedziałem, że jestem
kompletnie pijany, ale chciałem to zrobić.
Mocno trzymając
się balustrady wszedłem na górę i spojrzałem na duże brązowe drzwi, od których
dzieliło mnie kilka metrów. Nie miałem oporów przed tym, co chciałem zrobić.
Gówno mnie obchodziło jakie będą tego konsekwencje.
Powoli, ale
pewnie otworzyłem je i instynktownie spojrzałem na łóżko. Nie było jej tam.
Stała przy oknie patrząc na budzący się do życia świat, na razie ogarnięty
jeszcze szarością, odziana jedynie w czarną koszulę nocną na cienkich
ramiączkach. Zamknąłem drzwi z trzaskiem, który w tej ciszy wydawał się być
głośny. Dziewczyna drgnęła przestraszona i natychmiast się odwróciła.
-Witam panno
Rain- powiedziałem kłaniając się przed nią, jak przed królową.
-Shane?-
zapytała, próbując opanować drżenie głosu, po czym podeszła do mnie szybko.- Co
ty tu robisz?- zapytała.
Mój wzrok
spoczął na jej dekolcie, lecz nie w tym celu, w jakim zwykle wędrował po
ciałach dziewczyn. Moją uwagę przykuła blizna, w postaci kreski, rozciągająca
się poziomo nad prawą piersią. Machinalnie przejechałem po niej palcem, a
Katherine zadrżała. Spojrzałem w jej oczy. Nadal mnie hipnotyzowały, choć teraz
mokre były od łez. Nie byłem pewny, czy to wszystko dzieje się naprawdę czy
jest po prostu wytworem spowodowanym nadmiernym spożyciem alkoholu. Wszystko
przerwał głos dziewczyny, teraz brzmiący ozięble i sucho zarazem.
-Jesteś pijany,
wyjdź.- powiedziała.
Cofnąłem się
nadal nie odwracając, póki nie poczułem za sobą drzwi. Wyszedłem z pokoju
Katherine Rain nucąc jakąś durną piosenkę, której słów nie znałem i nie miałem
zamiaru poznać.
***
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem czy coś...może wam się wydawać, że już za dwa rozdziały Katherine i Shane będą razem, ale spokojnie. Zapewniam, że tak nie będzie:)
No a tak w ogóle, to podobał się wam ten rozdział?
Aha, spełniając prośbę, dedykuję ten rozdział osobie o nicku Cipciok :D Mam nadzieję, że spodoba ci się nowy rozdział^^
No to, do następnej niedzieli lub soboty...kocham was!:*
PS: Teraz znajdziecie mnie również na Twitterze: @jenny_sparkly
Aha, spełniając prośbę, dedykuję ten rozdział osobie o nicku Cipciok :D Mam nadzieję, że spodoba ci się nowy rozdział^^
No to, do następnej niedzieli lub soboty...kocham was!:*
PS: Teraz znajdziecie mnie również na Twitterze: @jenny_sparkly
Piękny rozdział. ♥ A następny może w sobotę, jej kocham Cię i tego bloga. Odliczam tylko dni do następnego rozdziału. Dziękuje, za dedykację, chociaż najpierw sama ją wyprosiłam. Cipciok.
OdpowiedzUsuńRozdział na serio fajny. Czekam na następny. Mam pytanie. Na tt będziesz informowała o wstawianych rozdziałach czy nie ??
OdpowiedzUsuńtak Anonimie, będę informowała:)
OdpowiedzUsuńto dobrze. :)) dzieki za info :))
UsuńSuper piszesz .. Jak chcesz możesz ocenić moje : http://tylkotu.bloog.pl/?ticaid=6df44
OdpowiedzUsuńRozdział super :D No ja mam nadzieję że tek szybko ze sobą nie będą! :P Fajnie że teraz piszesz częściej bo te 3 tygodnie to jak dla mnie było za długo :D Zapraszam do mnie, czekam na opinie xD
OdpowiedzUsuń