Rozdział
trzeci
Shane
Siedziałem na kanapie w salonie tępo
patrząc na telewizor. Dopiero po chwili zorientowałem się, że razem z bratem
oglądam jeden z odcinków „Scooby’ego Doo”. Spojrzałem na zegarek wiszący na
ścianie. Było dwadzieścia po dwunastej. Z głośnym westchnieniem sięgnąłem po
pilota i przełączyłem na MTV kompletnie ignorując okrzyki sprzeciwu Tymothy’ego.
Nathan spóźniał się dwadzieścia minut i nie żeby to mi przeszkadzało, ale nie
widzieliśmy się przez rok. Nie…raczej chodziło o to, że gdyby nie on mógłbym
sobie jeszcze spokojnie pospać.
Jak na
zawołanie rozległ się dźwięk klaksonu. Wstałem z kanapy, co natychmiast
wykorzystał mój brat, który zajął się oglądaniem swoich ukochanych i droższych
mu ponad wszystko kreskówek. Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem nerwowo
uśmiechającego się Adamsa w jego czarnym Jaguarze XF. Wsiadłem na miejsce
pasażera i ruszyliśmy do Park Plaza Mall. Nathan. Co po chwila zerkał w moją
stronę, ale ja nie miałem zamiaru przerywać milczenia.
-Coś mnie
zatrzymało i…-zaczął wyraźnie zmieszany.
-Coś czy ktoś?-
zapytałem drwiąco.
Mój przyjaciel
tylko uśmiechnął się znacząco i powiedział:
-Nie jest tak,
jak myślisz.
I wcale nie
miałem ochoty tego wiedzieć. Potem Adams zaczął rozmowę w stylu: co cię
ominęło. Dowiedziałem się, że trener poinformował całą drużynę i szkołę, iż po
powrocie wciąż przynależy mi tytuł kapitana. Jakby miał inne wyjście…-pomyślałem. Nowiną, z której bynajmniej
się nie ucieszyłem, była wzmianka o Beardsie, który pod moją nieobecność
przejął moją funkcję, co mnie nieźle wkurwiło.
-Dlaczego mi o
tym nie powiedziałeś wcześniej? Wrócił bym natychmiast!- krzyknąłem, czując, że
nie panuję nad sobą.- Nie dostanie po mordzie, jeśli wygrali wszystkie mecze.-
wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-No to w takim
razie dostanie po mordzie.- powiedział powoli i ostrożnie Nathan.- Nie wygrali
żadnego.
-Kurwa!-
krzyknąłem, bo na nic więcej nie było mnie stać. Złapałem się za głowę. Ten
skurwiel jeszcze pożałuje.
Mój przyjaciel,
żeby mnie uspokoić zaczął gadać coś o Lisie Jefferson. Nie słuchałem go w
ogóle. Zamiast tego myślałem jak odegrać się na Beardsie. W tamtej chwili do
głowy przychodziły mi same sadystyczne myśli. Było ich tyle, że zapewne mógłbym
napisać książkę „Tysiąc najlepszych sposobów na poćwiartowanie ciała
ludzkiego”, a i tak wszystko by się w niej nie zmieściło.
-…i wszyscy są
święcie przekonani, że mówi prawdę. – kontynuował swój monolog Nathan.- I co z
tym zrobisz?- zapytał zwracając się do mnie i dopiero teraz wyrwał mnie z
zamyślenia.
-Ale z czym?-
zapytałem. Mój przyjaciel westchnął mimowolnie.
-Więc powiem
jeszcze raz, ale ostrzegam, że więcej razy nie powtórzę.
Pokiwałem tylko
ponaglająco głową. Jednak wjechaliśmy na parking i rozmowa musiała chwilę
zaczekać. Zacząłem się niecierpliwić, bo zdałem sobie sprawę, że ta Jefferson
musiała mocno namącić, skoro nawet Nathan nie dał sobie z tym rady i to ja
musiałem interweniować…przynajmniej jego zdaniem. Kiedy wyszliśmy z auta brunet
zaczął mówić.
-No więc kiedy
wyjechałeś, ona zaczęła wszystkim gadać, a przynajmniej sowim przyjaciółeczkom,
które rozgadały to po całej szkole, że zamierzacie utrzymać związek na
odległość i że mówiłeś jej, jak wiele kosztuje cię ta rozłąka.- zaśmialiśmy się
oboje na te słowa i już było jak dawniej.- Nie mówiłem ci o tym wcześniej, bo
nie chciałem ci zawracać dupy i psuć urlopu jakąś drugoklasistką.
-Jeszcze z nią
nie spałem.- powiedziałem szczerząc się od ucha do ucha.
-CO?!- krzyknął
zdumiony Nathan.
-Stary, ona nie
była wtedy jeszcze nawet w liceum.- wyjaśniłem.
-Aaaaa.-
odparł z głupią miną.
Rozmawialiśmy
cały czas głównie o przyszłości i o moim nowym prezencie, który dostałem od
rodziców z okazji powrotu do domu. Taa…ojcu tak się spodobał mój Mercedes, że
postanowił go sobie zatrzymać i kupił mi Mustanga GT-520. Nie ukrywałem, że leżało mi to na rękę.
Mercedes był nie dla mnie.
Nawet bez
porozumiewania się słownie oboje ruszyliśmy ku ruchomym schodom. Szliśmy do
naszego ulubionego baru Little Brock.
Knajpka należała do niejakiego Brock’a i była na pozycji numer dwa mojej listy
zaraz po Overy Climbers. Zająłem
miejsce w jednym z boksów przy ścianie, a Nathan poszedł po piwo. Zauważyłem
siedzącą przy ladzie dziewczynę. Co prawda siedziała tyłem, ale wiedziałem, że
to dziewczyna. Miała piękne i długie, prawie sięgające pasa brązowe włosy i
wyraźnie zaznaczoną talię. Obok niej siedziała bokiem jakaś kobieta. Jak
sądziłem po trzydziestce, choć była bardzo ładna. Rozmawiały z barmanem śmiejąc
się. Ku mojemu zdziwieniu podszedł do nich mój przyjaciel. Co więcej ta kobieta
najwyraźniej go znała. Również ta dziewczyna obróciła się ku niemu, ale nie
zdążyłem zobaczyć jej twarzy, bo przede mną wyrósł Drake Beards.
-Czego chcesz?-
zapytałem jakby od niechcenia. Tajemnicza nieznajoma całkowicie zniknęła z
moich myśli.
-Kto jak kto,
ale ja powinienem cię powitać.- odparł z drwiącym uśmieszkiem.
-Tak się za mną
stęskniłeś?- zapytałem próbując się opanować. Tak bardzo chciałem go w tamtej
chwili przygwoździć do ziemi.
Beards zaśmiał
się tylko krótko, po czym pochylił się w moją stronę i położył rękę na stolik.
-Wiele się tu
zmieniło Redson, już nie jest tak jak dawniej, więc lepiej do tego się
przyzwyczaj.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Chciałem wstać.
Chciałem wstać i pokiereszować tą jego mordę. Ale nie mogłem dać mu tej
satysfakcji. Uśmiechnąłem się tylko i powiedziałem najbardziej obojętnym tonem,
na jaki było mnie stać:
-Za dużo
marzysz, Beards.
Pod stołem
zacisnąłem ręce w pięści. Chłopak cofnął się i odszedł z gniewem wypisanym na
twarzy. Naprzeciw mnie usiadł Nathan, a po nieznajomej nie było już śladu.
-I…?- zapytał
brunet.
-Skurwiel.-
odparłem krótko.
-Taaa…jest
głupi na tyle, że nawet sam o tym nie wie.- stwierdził mój przyjaciel.
Uśmiechnąłem
się i upiłem duży łyk piwa. Wiedziałem, że to będzie dobry rok..
Katherine
Mama wychyliła się przez drzwi
zaglądając do mojego królestwa.
-I jak?-
zapytała.
-Lepiej.-
odparłam krótko, choć było to kłamstwo.
Wiedziałam, że
ona to zauważyła. Weszła do mojego pokoju, usiadła na skraju łóżka i ujęła moją
dłoń. Było w tym geście tyle miłości i ciepła, że zapomniałam o bólu brzucha.
Nasz obchód
sklepów przerwały kobiece sprawy, a konkretniej: moje kobiece sprawy. Niestety
podczas miesiączkowania zawsze towarzyszyły mi omdlenia i silne bóle brzucha.
Dzisiaj na szczęście tylko to drugie. Jednak żadne tabletki nie były mi w
stanie pomóc. Tak leżałam w łóżku z termoforem i miną cierpiętnicy.
-Przełożymy ten
jutrzejszy wyjazd.- powiedziała mama i mimo, że nie było to pytanie stanowczo
zaprzeczyłam.
Żeby było jasne:
Nathan zaproponował, abyśmy całą rodziną pojechali na tygodniowy biwak do Heber
Springs, czym oczywiście wyrobił sobie jak najlepszą opinię u moich braci.
Ponieważ został już tylko niecały miesiąc wakacji Laura i Brad zgodzili się na
to z ochotą, a ja dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj na zakupach i również
się zgodziłam. Niestety stało się inaczej i było jasne, że muszę sobie odpuścić
tę przyjemność, ale w żadnym wypadku nie chciałam, żeby rezygnowała z tego cała
rodzina (bracia by mnie zabili).
-Jedźcie, ja
dam sobie radę i na prawdę nie będzie mi z tego powodu przykro.- powiedziałam
szczerze.
-Wiem kochanie,
ale mimo to nie zostawię cię tutaj samej.- odparła stanowczo mama, ale ja już
miałam przygotowany argument.
-Nie będę tu
sama, będzie ze mną gosposia, pani Owen i jeszcze ten ogrodnik, Larry. Może
ogrodnik się mną nie zajmie, ale pani Owen na pewno tak.
- Nadal nie
jestem przekonana…
-Mamo-
zaczęłam- mam już prawie dziewiętnaście lat, spokojnie mogłabym zostać sama,
nie martw się i jedźcie z chłopakami, a ja sobie odpocznę, a może nawet dojadę
autobusem, gdy już mi przejdzie.
-Ahh, chyba
masz rację- powiedziała mama, na co uśmiechnęłam się wiedząc, że już wygrałam
tę bitwę.- Ale nie ciesz się tak. Będę dzwoniła do ciebie rano i wieczorem, no
i dam pewne wytyczne pani Owen. – to mówiąc pogroziła mi palcem, na co obie
roześmiałyśmy się.
-Ok.-
powiedziałam.
Potem mama
pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju, a ja znów pogrążyłam się w bólu.
Zawsze starałam się ukrywać jak mocno mnie boli. Starałam się nie płakać przy
braciach i Laurze. Wiedziałam, że wtedy chciałaby jechać ze mną do ginekologa,
a nie mogła się dowiedzieć. Nikt nie mógł. Oczywiście martwiło mnie to, że co
miesiąc musiałam tak bardzo cierpieć, więc do lekarza jeździłam sama, w
tajemnicy. Wszystko było w porządku, więc nie musiałam kupować jakiś tabletek
czy innych środków.
Na wspomnienie
o tamtym wydarzeniu z przeszłości łzy zaczęły napływać mi do oczu. Musiałam się
rozpłakać. Wiedziałam, że to mi pomoże. Tak, z twarzą całą mokrą od łez
zasnęłam.
*
Obudziły mnie
jakieś szepty, całkiem głośne. Jeszcze nie do końca świadoma pomyślałam, że to
sen.
-Lepiej jej nie
budzić, na pewno się wkurzy.- powiedział jeden z moich braci.
Gdy już mieli
wychodzić, odezwałam się:
-Jason?
Andrew?- i powoli otworzyłam oczy po czym podniosłam się trochę opierając o
zagłówek i podciągając kolana pod brodę. Wtedy mniej bolało.
-Nie chcieliśmy
cię budzić…-zaczął Jason.
-…ale jutro
rano wyjeżdżamy i chcieliśmy się pożegnać.
-I podziękować.
Wzruszyłam się
na te słowa i wyciągnęłam ręce do moich braci.
Choć w normalnych okolicznościach by tego nie zrobili, teraz przytulili
się do mnie.
-Ale nie
będziesz sama.- kontynuował Andrew.
-Będzie z tobą
pani Owen…
-…Larry…
-…no i Nathan.
Na to ostatnie
natychmiast się ożywiłam.
-Nathan
zostaje?- zapytałam.
-No tak-
odparli równocześnie.
Zaintrygowana
zastanawiałam się, co też Adams kombinuje. Na pewno nie został ze względu na
mnie, to wykluczone. Choć myśl o tym, że miałabym być z nim sama w domu nie
wywierała na mnie jakiegoś większego wrażenia. Byliśmy już prawie przyjaciółmi,
prawie bratem i siostrą. Na pewno miał jakieś większe plany co do tego
tygodnia, a ja musiałam się dowiedzieć jakie.
*
Miałam ochotę
krzyczeć, rozerwać sobie brzuch. W tamtej chwili zrobiłabym wszystko, byle ten
ból minął. Zapaliłam lampkę przy łóżku i spojrzałam na zegarek. Była druga w
nocy.
-Woda…woda
pomoże…-zaczęłam szeptać i w pół zgięta udałam się do łazienki.
Odkręciłam
chłodną wodę i obmyłam nią twarz. Przy okazji trochę się jej napiłam. Co prawda
ból nie minął, ale poczułam się lepiej. Podchodząc do łóżka wzięłam do rąk
termofor. Woda w środku była już chłodna.
-Muszę zejść do
kuchni.- powiedziałam znów do siebie. Dziwnie mnie to uspokajało.
Już nie zgięta
w pół, po ciemku wyszłam z pokoju, a potem zeszłam na dół starając się nie
robić hałasu. Co kilka kroków musiałam się zatrzymywać, bo strasznie kręciło mi
się w głowie. Droga zajęła mi jakieś pięć minut. Ku mojemu zdziwieniu w kuchni
ktoś był. Paliło się światło. Miałam tylko nadzieję, że to nie mama. Na
szczęście to był Nathan. Stanęłam w przejściu, a on uśmiechnął się do mnie. Gdy
już chciałam odwzajemnić uśmiech, nastąpiło kolejne uderzenie bólu. Nie panując
nad sobą jęknęłam i ponownie zgięłam się w pół. Czułam gorące łzy na policzku.
Brunet natychmiast znalazł się przy mnie.
-Katherine…aż
tak źle?- powiedział i podtrzymał mnie.
-Muszę usiąść.-
szepnęłam, a on od razu zaprowadził mnie do najbliżej stojącego krzesła.
Po chwili
chłopak podniósł termofor, który upuściłam i podszedł do mnie ze szklanką wody.
Natychmiast wypiłam całą. Poczułam się lepiej. Już nie kręciło mi się w głowie.
Chciałam nawet wstać.
-Lepiej
usiądź.- powiedział patrząc na mnie z niepokojem.- Coś ci podać?
-Mógłbyś
wstawić wodę? Muszę napełnić termofor.- odparłam nieco pewniejszym głosem.
Nathan chętnie wykonał moją prośbę, po czym zaczął się wypytywać.
-Tak masz co
miesiąc?
-Niestety tak.
-Nie powinnaś z
tym iść do jakiegoś lekarza czy…
-Już byłam.
-I…?
-I wszystko w
porządku.
-A brałaś jakąś
tabletkę?
-Nie.
-Dlaczego? Na
pewno coś się znajdzie…
-Żadne nie
działają
Nathan podszedł
do jakiejś szafki i otworzył ją. Wyjął pudełeczko nieznajomych mi tabletek i
uzupełnił moją szklankę, po czym odchrząknął i zaczął mówić.
-No więc te są
naprawdę silne. Raz gdy dosyć mocno…ehm…oberwałem, dała mi je moja była…to
znaczy wtedy jeszcze byliśmy razem i ona też to brała. Trochę chce się po nich
spać, ale…
-Ok.,
spróbuję.- powiedziałam trochę podirytowana.
Nie chciałam
być niegrzeczna, ale czułam, że długo nie wytrzymam i zemdleję albo zwymiotuję.
Wzięłam od niego pudełeczko i wysypałam na dłoń jedną tabletkę, po czym
pospiesznie popiłam ją wodą. Ból zaczął ustępować po kilkunastu minutach. Ta
tabletka naprawdę działała!
-Boli już tylko
trochę.- powiedziałam zdziwiona własnymi słowami. Chłopak uśmiechnął się
promiennie.
Wstałam i
podeszłam do zamrażarki znajdując w niej to, co chciałam znaleźć.
-Chcesz?-
zapytałam Nathana unosząc pudełko lodów czekoladowych.
-Możesz mi
nałożyć, ale waniliowych.- powiedział.- Nie przepadam za czekoladowymi.
-Nie przepadasz
za CZEKO-LADO-WYMI?
Szeroko
otwarłam oczy ze zdumienia. Jak można nie lubić lodów czekoladowych?
-Ooo…widzę, że
już ci lepiej.- odparł śmiejąc się.
Już było
dobrze. Oczywiście wiedziałam, że tych tabletek nie będę mogła brać ciągle, ale
raz na jakiś czas na pewno nie zaszkodzi. Szczególnie w takich sytuacjach. Oparłam
się o blat i zajęłam pałaszowaniem lodów.
-A ty czemu nie
jesteś w łóżku? –spytałam mrużąc oczy.
-Byliśmy w
klubie.- odparł, a ja otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia.
-No co?
Dziewczyno, to Little Rock a ja mam dziewiętnaście lat! Jestem przekonany, że i
ty wkrótce do nas dołączysz.- po czym rzucił się na swoje lody.
Przez krótką
chwilę rozmyślałam nad tym co powiedział i czy mówiąc „nas” miał na myśli jego
i swoich kumpli. Nagle o czymś sobie przypomniałam i coś sobie uświadomiłam.
-Nathan,
dlaczego ty też zostajesz?- on zrobił zdziwioną minę, więc uściśliłam pytanie.-
Dlaczego nie jedziesz do Heber Springs?
-Bystra jesteś-
zaczął niewinnie.- Jak już ci wspominałem, mój kolega wrócił z całorocznej
podróży, więc wypadałoby coś zorganizować. Wpadłem na ten pomysł z wyjazdem,
żeby mieć cały dom dla siebie, a dzięki tobie, nie muszę wymyślać wymówki, żeby
zostać, więc…dziękuje.- powiedział i uśmiechnął się nonszalancko.
-Chwila, bo
chyba nie zrozumiałam. Czyli, że jutro…a właściwie dzisiaj wieczorem rozpęta
się w tym domu dzika impreza?- zapytałam i poczułam nieprzyjemny ucisk w
żołądku.
-Dokładnie,
oczywiście nie musisz w niej uczestniczyć i w twoim obecnym stanie nie będę cię
namawiał.
-A co z panią
Owen?
-Pójdzie do
swojego domu.
-To ona tutaj
nie mieszka?
-Czasem tutaj
sypia.
-Dokładnie to
sobie wszystko zaplanowałeś.- powiedziałam z uśmiechem.
-Bez ciebie
musiałbym się głowić nad wymówką.
-Czyli…masz u
mnie dług?
-Ciężko mi to
przyznać, ale najwyraźniej tak, mam u ciebie dług.
-W takim razie
możesz go od razu spłacić.
-Co mam zrobić?
-Nie powiesz
mojej mamie ani nikomu innemu o tym, co się tutaj stało. Nie powiesz, że tak
mocno mnie bolało i że dałeś mi tabletkę, ok.?
-Tylko tyle?
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Gdy to
powiedział kamień spadł mi z serca. Już wychodziłam, gdy zatrzymał mnie.
-Dlaczego nie
chcesz, żeby wiedzieli?
Długo wahałam
się z odpowiedzią. Nie mogłam mu jeszcze powiedzieć. Zaufania nie zdobywa się z
dnia na dzień. Kiedyś się dowie, ale na pewno nie teraz.
-Mam swoje
powody.
-A będziesz
jutro na imprezie?- zapytał z nadzieją w głosie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
-Zobaczę, ale
raczej nie.- odparłam.- Dobranoc.
-Hej, a buziak?
– zapytał podnosząc się z krzesła.
Gdy już wykonałam
tę powinność powiedział:
-Miłych snów
Katherine.
Shane
Na dworze było
niesamowicie upalnie. W takie właśnie dni dziękowałem Bogu za klimatyzację w
samochodach. Musiałem się z nią jednak rozstać, bo już byłem przed domem
Nathana. Wyszedłem z samochodu i na skórze poczułem żar lejący się z nieba. Jak
najszybciej chciałem się znaleźć w środku. Stanąłem przed drzwiami i
zadzwoniłem. Przez dłuższy czas nikt mi nie otwierał, ale gdy już chciałem
zadzwonić po raz drugi mój przyjaciel stanął w drzwiach z tacką w ręku.
-A ty co?
Śniadanie do łóżka? –zapytałem na powitanie.
Brunet nie
odpowiedział. Zaprowadził mnie od razu do salonu i zaczęliśmy przestawiać
meble. Gdy już się z tym uporaliśmy, poszliśmy do kuchni.
-Picie i żarcie
już jest. Teraz musimy tylko czekać.- powiedział.
Spojrzałem na
kartony, ale nie musiałem sprawdzać zawartości. Wiedziałem, co w nich znajdę.
Wyszczerzyłem się do mojego kumpla. Do imprezy zostały jeszcze trzy godziny, a
ja cieszyłem się jak małe dziecko, które czekało na moment rozdania
gwiazdkowych prezentów. No co? Przecież to mi się należało…
***
No więc jest już rozdział trzeci! Z tego miejsca chciałabym podziękować mojej kochanej Natce, bez której ten blog zapewne by nie istniał:) Dziękuje kochana! :*
A co do rozdziału trzeciego: domyślacie się pewnie, że coś ważnego stanie się na tej imprezie ;)
No i UWAGA!
Ponieważ na razie mam mało czytelników, ale bardzo dziękuje że ze mną jesteście, to postanowiłam dodawać rozdziały co tydzień, na waszą prośbę. Co wy na to?
Miłego czytania, bye!
Dzięki Ci za to że teraz będę musiała czekać tylko tydzień :D Rozdział oczywiście super xD Zapraszam na: http://najlatwiej-jest-nienawidzic.blogspot.com/ komentarze mile widziane :)
OdpowiedzUsuńjestem z bravo i zdecydowanie domagam się częściej rozdziałów!v swietnie ci idzie:
OdpowiedzUsuńPosty co tydzień ? Zawsze spoko. Ten jest świetny jak zawsze. Już nie mogę się doczekać co się stanie na tej imprezie :))
OdpowiedzUsuńrzadko się zdarza żeby blog po 2 (teraz już 3) rozdziałach mi się podobał! jestem już pewna że będę stałą czytelniczką ;) i super że rozdziały będą co tydzień :D
OdpowiedzUsuńMój ulubiony blog, a to, że rozdziały będą teraz co tydzień jest jeszcze lepsze niż prezent na gwiazdkę. Pisz. Czy mogłabyś 4 rozdział napisać z dedykacją dla Cipcioka. (bo tak będę się podpisywać).
OdpowiedzUsuńps. dodałam Ci komentarz, ale nie ma go, albo do drugiego rozdziału, lub do trzeciego.(Miało być do trzeciego).Jednak jak widzę, go nie ma.