Rozdział siódmy
Katherine
Nie odezwałam się przez całą drogę do domu. Nathan spoglądał
na mnie co chwilę, ale o nic nie pytał. Dziękowałam mu za to w duchu, bo w
tamtej chwili nie byłabym raczej w stanie wykrztusić ani słowa. Byłam
przerażona. Wiedziałam, że Dreak tak tego nie zostawi. Gdyby miał okazję
zaczepiłby mnie już dziś. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie mogłam dopuścić do
tego, by ktokolwiek się dowiedział. Nie mogłam dać się sprowokować czy
zdenerwować. Nie mogłam pokazać, że znam Dreak’a Beards’a.
Gdy w końcu dojechaliśmy, szybko udałam się do swojego
pokoju i zakluczyłam drzwi. Wspomnienia wróciły. Sala sądowa, chłopak wołający
pomoc, piętnastoletni Dreak Beards z Little Rock…Z oczu popłynęły mi łzy. Nie
przestałam płakać nawet, gdy przytulił mnie Nathan. Nie chciał nic wiedzieć,
nie dopytywał się, po prostu był…ze mną.
-Dobra zaczynasz od G-dur.- poinformował mnie Nathan.
-Wiem, geniuszu.-odparłam z uśmiechem.
Moje palce zaczęły błądzić po gryfie Fendera wydobywając
piękną, spokojną melodię, balladę. Nie znałam tekstu, więc nie śpiewałam. Tylko
grałam, choć słowo „tylko” nie było tutaj odpowiednie. Czułam się niesamowicie,
jakby coś ciężkiego nagle ze mnie uleciało. Byłam lekka, niezwykła. Skończyłam
powoli i delikatnie, a w pokoju zapanowała cisza jakby przesiąknięta magią,
jaką wytworzyła romantyczna ballada.
Nathan siedział z
zamkniętymi oczami. Bałam się, że zasnął, więc odchrząknęłam znacząco.
-Cśśś- uciszył mnie.
A więc nie zasnął. Minęło może jeszcze pół minuty, aż w
końcu się odezwał:
-Jesteś niesamowita.
Nie wiedziałam, co mam mu na to odpowiedzieć.
-Wiedziałem, że brałaś udział w tym ogólnostanowym
konkursie, widziałem statuetkę za pierwsze miejsce, ale…nie spodziewałem się…
-W porządku.- powiedziałam widząc, że nie może dobrać
odpowiednich słów.- Są lepsi.
-Nie!- zaprzeczył stanowczo i wskazał na mnie palcem.- To ty
jesteś jedną z najlepszych.- nagle wstał, a ja drgnęłam zaskoczona.- Wystąpisz
na następnym koncercie.
-Nie! Nie ma mowy!- krzyknęłam, a widząc, że jest zmieszany,
dodałam- Ja mam lęk przed sceną.
-To jakim cudem masz tą statuetkę?
Spojrzałam na pozłacaną, wielką (choć mniejszą od normalnej)
gitarę, na którą wskazywał. Widniał na niej napis: NAJLEPSZY GITARZYSTA
KLASYCZNY STANU ARKANSAS 2006. Miałam wtedy dwanaście lat i byłam najmłodsza ze
wszystkich uczestników. Inni zaczynali swoją przygodę z tymi zawodami, gdy
mieli co najmniej szesnaście lat. Pamiętam, jak stanowczo oznajmiłam mojej
mamie, że chcę brać udział w tych zawodach i mam zamiar je wygrać. Jaka ja
byłam wtedy pewna siebie…ale to się zmieniło, niestety. Miałam wrażenie, że
przez to, co wydarzyło się dwa lata później, zmieniłam się raz na zawsze,
utraciłam moje najcenniejsze wartości.
Pytanie Nathana zostawiłam bez słownej odpowiedzi. Pozostała
jedynie cisza, a w niej odbijało się jakby echo słów mojego współlokatora.
Przerwałam milczenie następnym utworem. Była to kompozycja z trzeciej części „Władcy Pierścieni”, którą
samodzielnie przerobiłam tak, by brzmiała równie pięknie na gitarze. Znów pozwoliłam
sobie na wspomnienia. Utwór był jednym z trzech, które zagrałam na zawodach.
Owacja na stojąco.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyrzuciłam wszystkie myśli
z mojej głowy, pozwalając muzyce się ponieść. Nie wiem, co czuli członkowie
jury i inni, gdy słuchali tego utworu. Pamiętam tylko, że niektórzy mieli łzy w
oczach, a już szczególnie moja mama. Ja natomiast czułam się, jakby nic poza
muzyką nie istniało, jakby nie było dobra czy zła, a w domu nie czekał na mnie
pijany ojciec. Muzyka daje wszystko i nic, to wiedziałam na pewno.
Gdy skończyłam, nie czekałam na to, co chciał powiedzieć
Nathan. Sama zabrałam głos.
-Kiedyś byłam inna, bardziej pewna siebie. Ale to i tak nie
zmienia tego, czym jest dla mnie muzyka…Ty też to czujesz, prawda? Gdy śpiewasz
na koncercie…?- odpowiedział twierdząco kiwając głową..
-Jest w tym tyle emocji, że chcę to przekazać innym. Gdy
widzę jak na mnie patrzą, jak unoszą ręce, śpiewają ze mną, czuję…
-Szczęście, wiem.- przerwałam mu, a on się uśmiechnął.- To
znaczy, że dajesz z siebie wszystko, że nie robisz tego tylko dla zabawy.
Widziałam cię na koncercie…teraz i rok temu. Choć się zmieniłeś od tamtego
czasu, emocje, które przekazywałeś, były takie same. W tym, co robisz na scenie
jesteś taki sam, niezmienny…jak ja, kiedy gram.
Zastanawiał się chwilę nad moimi słowami, aż w końcu pokiwał
głową i zrobił minę, jakby coś sobie właśnie uświadomił.
-Byłaś na naszym pierwszym urodzinowym koncercie?- zapytał
otwierając szeroko oczy ze zdumienia.
-No…tak.- odparłam zmieszana.
-Znaliśmy się wtedy! –zarzucił mi.- Mogłaś napisać, że się
wybierasz.
-To była spontaniczna decyzja.-powiedziałam, próbując się
nie śmiać na widok jego głupiej miny a’la obrażona prima balerina.- Poza tym, o
północy już mnie nie było.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy , ale Nathan
najwyraźniej nad czymś się zastanawiał.
-Pomogę ci.- powiedział stanowczo.
-Jak?- zapytałam niemal szeptem.
-Proszę cię, Katherine…- to mówiąc ukucnął przede mną i
objął moje dłonie swoimi.- Na koncercie zagraj chociaż jeden utwór, nie musisz
śpiewać. Jeśli się nie przełamiesz, to nie będę więcej nalegał. Dam ci spokój.
To jak?
-Zgoda- odpowiedziałam od razu, czym trochę go zaskoczyłam,
ale się uśmiechnął. Chciałam już mieć go z głowy, to znaczy miałam już dość jego
nalegania. Chociaż w duchu musiałam przyznać, że chciałam spróbować.
-To będzie krótki koncert, od dziesiątej do północy, a ty
zagrasz na samym końcu, punktualnie o północy.- mówiąc to patrzył się nie na
mnie, ale w przestrzeń, ogarniała go co raz większa euforia, czego nie można
było powiedzieć o mnie.
-Którego to ma być?- zapytałam obojętnym tonem.
-Dwudziestego piątego, teraz, we wrześniu. To znaczy ty
wystąpisz już dwudziestego szóstego.- powiedział.- Tylko proszę, bądź trochę
wcześniej.- dodał z aroganckim uśmieszkiem.
Nie mogłam wykrztusić ani słowa, a Nathan zauważył moje
zdumienie.
-Co jest?- zapytał.
-Nic, zupełnie nic.- odparłam starając się nie okazać
jakichkolwiek emocji.
Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że dwudziesty szósty
wrzesień, to dzień moich urodzin.
Shane
Znów to samo. Znów
robiłem to samo. Znowu siedziałem na balkonie z gitarą, zeszytem i długopisem.
Znowu byłem wrażliwy. Nie chciałem taki być, nie chciałem pisać kolejnej
piosenki, ale tego potrzebowałem. Miałem przecież skupić się na sporcie,
powinienem ćwiczyć, a nie zabawiać się w tekściarza. Cholera.
Odłożyłem gitarę, ale nie wstałem. Zamiast tego pomyślałem o
tamtej dziewczynie z koncertu, o jej dużych, hipnotyzujących oczach, o jej
długich, brązowych włosach…takie same miała Katherine. Przyłapywałem się na
tym, że często myślałem o tej dziewczynie. Cholera, znowu.
Niemal biegiem ruszyłem na dół…byleby tylko coś robić. Przed
samym skokiem do basenu ściągnąłem koszulkę, a już po chwili byłem pod wodą.
Początek września w Little Rock, niczym nie różnił się od środka lata. Było
upalnie. Pływanie było więc dobrym rozwiązaniem. Dodatkowym plusem było to, że
przynajmniej trenowałem.
Ćwiczenia przerwał mi Nathan.
-Shane!- zawołał i uniósł dłoń w geście powitania.
Wyszedłem z basenu i od razu pomyślałem o Katherine. Czy tak
będzie zawsze, gdy zobaczę Nathana? Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się to
śmieszne. Podałem dłoń przyjacielowi i od razu poszedłem do kuchni po piwo. Ku
mojemu zdziwieniu, gdy podałem mu butelkę, ten pokiwał przecząco głową. Od razu
wyjaśnił.
-Właściwie, to przyszedłem do twoich rodziców.- powiedział.
Zdziwiłem się.
-Po co?- zapytałem.
-Ojciec kazał mi coś dać.
-Aaa…tata jest w gabinecie.
-Właściwie to bardziej chodzi mi o twoją mamę.
-Tobie czy twojemu ojcu?- zakpiłem.
-Oczywiście, że mojemu ojcu.- odpowiedział zmieszany, ale
już po chwili się uśmiechnął..
-Mama jest w ogrodzie.-powiedziałem dając mu do zrozumienia,
że zachowuje się podejrzanie.
-Dzięki, stary. A potem gdzie mam przyjść?
-Będę na moim balkonie.
Kiwnął głową i odszedł, a ja poszedłem na balkon i znowu
dałem się ponieść muzyce. Nathan przyszedł jakieś pół godziny później. Nie
przestając grać, zapytałem:
-Chyba nie kręcisz z moją mamą?- w odpowiedzi otrzymałem
prychnięcie.- Jak coś, daj znać, poszukam nowego kumpla.
-To była naprawdę ważna sprawa.
-Dobra, nie tłumacz się. Weź sobie.- mówiąc to wskazałem
głową na piwo.- A tak w ogóle to mam coś.
-Taa? Nowy kawałek?
Podałem mu kartkę z dopiero co napisana piosenką.
-„Dangerous game”.- przeczytał na głos. Uśmiechnął się
czytając tekst.- Zagrasz?
W odpowiedzi zacząłem grać nową piosenkę, która wkrótce
miała stać się kolejnym hitem „Break Band”.
-Świetne.- skomentował Nathan.- Stary, zarobiłbyś na tym
sporo kasy, gdybyś tylko pozwolił mi…
-Nie- przerwałem stanowczo.- Nikt nie może się dowiedzieć,
że piszę.
Mój przyjaciel, jak zwykle, gdy przeprowadzaliśmy tego typu
rozmowę, spojrzał w bok podirytowany i westchnął. Specjalnie się tym nie
przejąłem.
-Cholera, Shane! Ty tego nie widzisz? Niedawno wróciłeś, a już napisałeś cztery
kawałki!
-I co z tego?- zapytałem nadal majstrując przy gitarze.
Zrobił zrezygnowaną minę.
-Ok., jak chcesz.- powiedział w końcu i znów spojrzał na
tekst.- Muszę to pokazać Katherine.- zamurowało mnie.
-Powiedziałeś jej?!- wykrzyczałem.
-Nie! Przysięgam, nie! Pokazałem jej tylko tekst no i ona
zapytała, czy napisałem to sam…
-Jaki tekst jej pokazałeś?
-„I still remember”.
-Cholera. I co?
-Jak to?
-No co powiedziała?
-Aaa…no spojrzała na tekst i się spytała czy napisałem to
sam, no to powiedziałem, że nie, a ona się pyta kto, to powiedziałem, że nasz
tekściarz, a ona powiedziała, że to jest genialne i że jest w tym tyle uczucia
i takie tam, blablabla, babskie gadanie no i zaczęła to grać…
-Zagrała to?
-I to jeszcze jak!
Nie wiem dlaczego, ale spodobało mi się to co usłyszałem.
Wmawiałem sobie, że to pewnie dlatego, że ktoś mnie docenił…to była bzdura.
Byłem zadowolony, bo to akurat Katherine
spodobała się moja piosenka. I znienawidziłem się za to, że było mi z tego
powodu dobrze.
-A propo’s Katherine…chyba musimy pogadać.- powiedział
powoli Nathan.
-Musimy?- zapytałem zdziwiony.
-Wiem, że ona jest niezła i w ogóle, ale nie chcę żebyś ją
skrzywdził.
-Nie jest w moim typie.- powiedziałem spuszczając wzrok z
powrotem na gitarę.
-Powiedzmy, że ci wierzę. Ale powiedz mi proszę…tylko się
nie złość…Co między wami zaszło?
- Hę?- zapytałem
głupio.
Był zirytowany.
-Po imprezie cię unikała, a na koncercie jakoś się
dogadywaliście, a potem usłyszała tą naszą rozmowę w samochodzie…
-Słyszała?
-Noo.
-Cholera.
-Powiedziała mi to wczoraj.
- I to dlatego nie wychodziła z pokoju?- zakpiłem.
-Musisz ją zrozumieć, myślała, że ją wykorzystałeś.
-Gadasz jak baba, Nate. Chcesz wiedzieć co się stało? Dobra.
Na imprezie Jefferson zaciągnęła mnie do pokoju, który teraz jest pokojem
Katherine, ale skąd miałem o tym wiedzieć? Przecież nic mi nie powiedziałeś.
Chciała mi obciągać, choć ja tego nie chciałem i Katherine się obudziła, no i
nas zobaczyła. Na koncercie: masz rację, dogadywaliśmy się, ale potem zrobiło
się jej niedobrze, bo jakiś koleś się na nią zrzygał, no to ją zaprowadziłem do
gabinetu, no i tylko rozmawialiśmy, a potem usłyszała naszą rozmowę w
samochodzie i pewnie sobie pomyślała, że chciałem ją przelecieć. Zadowolony
jesteś?
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja pomyślałem,
że niepotrzebnie tak dużo mu powiedziałem. Ale w końcu to był mój najlepszy
przyjaciel, a popieprzone prawo najlepszych przyjaciół mówi, że Nathan powinien
to wiedzieć.
-Niezupełnie. Jeszcze jednej rzeczy mi nie powiedziałeś.
-Powiedziałem ci wszystko!- krzyknąłem.
-A co się dzisiaj stało?
Zrobiłem głupią minę.
-Katherine wybiegła ze szkoły, całą drogę nic nie mówiła,
zamknęła się w swoim pokoju i nie wiedziałbym, że płacze, gdybym nie wszedł
przez łazienkę. Napisałeś, że macie razem angielski, więc pomyślałem…
-Że to przeze mnie?- dokończyłem za niego.
Byłem wściekły, bo wiedziałem, że wszystkiemu winien jest
Berads. Jeszcze nie wiedziałem dlaczego, ale na pewno on i Kaherine się znali,
i zapewne nie była to dobra znajomość.
-A więc to nie przez ciebie?
-Nie, a nawet wiem przez kogo. Beards.
-Co? Zaczepiał ją?
-Nie…oni już się znają, ale Katherine raczej nie chce mieć z
nim nic wspólnego.
-Pogadam z nią.
Nathan natychmiast ruszył do wyjścia, ale zatrzymałem go.
-Nie wydaje ci się, że ona coś jeszcze ukrywa?- zapytałem.
-Niby co?
-Nie wiem, tak spytałem.- powiedziałem wzruszając przy tym
ramionami i powracając do majsterkowania przy gitarze, ale Nathan jeszcze nie
odszedł.
-Jeszcze jedno, tylko nie miej mi tego za złe.
-Tak?- spytałem rzeczowym tonem.
-Przysięgnij mi, że jej nie skrzywdzisz.
-Ogłupiałeś?- odłożyłem gitarę.- Powiedziałem, że ona mnie
nie interesuje.
-Ale obiecaj, Shane…co ci szkodzi?
Zastanawiałem się może z pięć sekund. Rzeczywiście, co mi
szkodzi?
-No dobra, przysięgam.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Nathan z zadowoleniem wypisanym
na twarzy wyszedł, a ja jeszcze długo myślałem o tej całej idiotycznej
sytuacji.
Katherine
Przez całą drogę do szkoły starałam się, aby Nathan niczego
nie zauważył. Jej, byłam naprawdę co raz lepszą aktorką. Wyszłam z samochodu z
uśmiechem i uścisnęłam mojego współlokatora na pożegnanie, po czym natychmiast
ruszyłam do swojej szafki. Do lekcji zostało dziesięć minut, ale ja chciałam
jak najszybciej znaleźć się w klasie albo najlepiej w domu. Plan był
następujący: szybko wyjmuję książki z szafki, idę do sali i staram się
przetrwać jakoś ten dzień. Wszystko to z powodu Dreak’a Beards’a, który niestety
mój plan pokrzyżował.
-Katherine, coś długo się nie widzieliśmy.- powiedział lekko
zachrypniętym głosem.
Podobno to było seksowne. W przypadku Dreak’a raczej
przerażające.
Byłam jeszcze bardziej
przestraszona, kiedy się odwróciłam, a on oparł się obiema rękami na mojej
szafce, uniemożliwiając mi ucieczkę.
-Zmieniłaś się.- kontynuował.- Ale poznałem cię. Kto wie,
może gdybyś nie spoglądała na mnie z takim strachem, nigdy nie dowiedziałbym
się, że to naprawdę ty. Ale ty nie umiesz kłamać, bez mojej pomocy nie dałabyś
rady. Pamiętasz?
Moje ciało zaczęło drżeć, gdy przypomniałam sobie, co się
zdarzyło. Zaczęłam szybciej oddychać, a on się uśmiechnął. Zdenerwowało mnie
to.
-Czego chcesz?- zapytałam przez zaciśnięte zęby.
-Spłaty długu.- wymruczał mi do ucha.
-Jakiego długu?- zapytałam znów szeptem.
-Tego, który u mnie zaciągnęłaś, Katherine.- gdy mówił, jego
usta dotykały mojego ucha.- Czyżbyś zapomniała? Widziałem, jak zabawia się tobą
twój ojciec, widziałem, że cię gwałcił. Nie kazałaś mi nikomu mówić i teraz
wszyscy sobie myślą, że tylko cię bił i obmacywał, co? Wiem, że jeszcze nikomu
o tym nie powiedziałaś. Prosiłaś mnie, żebym nie mówił. I skłamałem, skłamałem
przed sądem, Katherine. A teraz żądam spłaty długu.
Do oczu napłynęły mi łzy, zaschło w ustach. Przez te cztery
lata wmawiałam sobie, że ojciec mnie nie zgwałcił, chociaż wiedziałam, że to
zrobił. Po prostu tak było lepiej. Oszukiwałam samą siebie, ale przez to lepiej
się czułam. Jak mogłabym komukolwiek powiedzieć, że gwałcił mnie własny ojciec?
-To jak, mówimy wszystkim, że nasza Kath nie jest już
dziewicą?
Nie panowałam już nad łzami.
-Czego chcesz?- zapytałam ponownie roztrzęsionym głosem.
-Dzisiaj, o czwartej, w Little Brock. Przyjdź, bo inaczej…
Nie dokończył zdania, bo ktoś go ode mnie odepchnął. Dreak
upadł na podłogę, a ja zobaczyłam twarz wybawcy.
-Nic ci nie jest?- zapytał Shane.
Patrzyłam tylko na niego szeroko otwartymi oczami i już
chciałam zaprzeczyć, ale zobaczyłam, że Dreak się podnosi. Był wściekły.
-Co się tu dzieje?!- krzyknął dyrektor Collins, zmierzając w
naszą stronę.
Cieszyłam się, że przyszedł, bo sama raczej nie dałabym rady
zapobiec sytuacji, która niewątpliwie miałaby miejsce. Chłopacy spoglądali na
siebie z wściekłością, a pan Collins patrzył raz na jednego, a raz na drugiego.
-Potknąłem się.- powiedział Dreak.
Dyrektor nie próbował nawet dociekać. Zmierzył nas tylko
złowrogim spojrzeniem i odszedł.
-Pożałujesz.- odezwał się Berads.
-Spierdalaj.- odgryzł się Shane.
O dziwo, posłuchał go. Odszedł potrącając po drodze jakiegoś
niskiego chłopaka. Próbowałam się uspokoić, zamknęłam szafkę. Myślałam, że
Shane od razu odejdzie, ale on cały czas wpatrywał się we mnie z niepokojem.
-Zrobił ci coś?- zapytał.
-Nie- zaprzeczyłam szybko.- Wszystko w porządku.
-Aha i to dlatego masz łzy w oczach.
-Coś wpadło mi do oka.
-Nie umiesz kłamać, Katherine.- powiedział i dodał z
uśmiechem.- A poza tym, jesteś trochę zasmarkana.
Szybko wyciągnęłam paczkę chusteczek higienicznych i
wytarłam nos. Nie martwiłam się o to, czy rozmazał mi się tusz. Nie w tamtej
chwili, a poza tym, zawsze kupowałam wodoodporny.
-Mogę cię odprowadzić?- zapytał. Trochę się zdziwiłam.
-Jasne.- odparłam.
Bałam się, że zapanuje niezręczna cisza, ale na szczęście
Shane się odezwał. Albo raczej na nieszczęście.
-Już wiem, że słyszałaś naszą rozmowę w samochodzie i
chciałbym, żebyś wiedziała…
-Nie musisz nic mi tłumaczyć, Shane.- przerwałam mu.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Dziś miał na sobie szarą koszulkę i ciemne
jeansy. Jakiś inny chłopak wyglądałby zapewne jak niechluj, ale nie Shane. On
wyglądał w tym…pociągająco. Zaraz zganiłam się za tą myśl. Nie mogę myśleć o
nim w ten sposób. Nie będę jednym z jego trofeów.
-Ale chcę, żebyś wiedziała, że nie chcę cię wykorzystać ani
nic takiego.- powiedział, a po chwili dodał z łobuzerskim uśmieszkiem.- No
chyba, że sama poprosisz.
Prychnęłam i natychmiast przyspieszyłam kroku, zostawiając
go w tyle.
-Hej, ja tylko żartowałem!- zawołał.
Dogonił mnie bez problemu, ale ja już wchodziłam do klasy.
-Żegnaj, Shane.- powiedziałam.
Tak naprawdę, chciałam, żeby między nami było dobrze, ale
bałam się. Bałam się, że w końcu ulegnę mu jak ta dziewczyna w sypialni. Shane
Redson był potworem. Seksownym, to prawda. Ale potworem. I nie chciałam mieć z
nim nic wspólnego.
***
O ja...dodałam ten rozdział już wczoraj (czyli w sobotę), ale komputer mi padł i nie zdążyłam poinformować wszystkich, ani napisać coś o nim. No więc jak widzicie Dreak to ten chłopak, który w prologu wszedł do pokoju Kath i zobaczył....sami wiecie. A co do relacji Shane'a i Katherine: chciałam, żeby już mu wybaczyła, ale to kłóci się z moimi dalszymi planami^^ Więc wyszła trochę na obrażalską;)
No to do następnego tygodnia, kocham was!!!:*
Superr, Zajebiste, Uwielbiam XD Nie wiedziałam, że aż tak się Katherie znała z B. ;p Czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńWow, mega super masz te rozdziały..
OdpowiedzUsuńA co myślisz na temat mojej książki ? http://tylkotu.bloog.pl/?_ticrsn=5&ticaid=6ec4c
Zarąbiste :D Uwielbiam tego bloga =] Z niecierpliwością czekam na następny rozdz. xD
OdpowiedzUsuńjak zwykle zajebisty rozdział. czekam na następny i pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :D
OdpowiedzUsuńW końcu odważyłam się napisać komentarz na twoim blogu :D. Moim zdaniem pięknie piszesz. Jak tak dalej pójdzie to szybko skończysz książkę, więc radzę ci zbierać pieniadze na wydanie. Chyba, że nie chcesz to trudno. Zakochałam się w tej książce *.*. Mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za to, że skopiowałam sobie twoje rozdziały do worda. Oczywiście nie mówię nikomu, że to moja książka. Swoją piszę, więc nie muszę kraść :D. A tak z dziwienia powiem ci (jeżeli nie piszesz w wordzie) to na A5 wyszło 170 stron tych 7 rozdziałów + prolog.
OdpowiedzUsuńMam do ciebie taką jedną prośbę: czy podałabyś mi swojego emaila? Chciałabym z toba trochę porozmawiać na temat twojej książki itd. Jeśli nie chcesz publikować go to napisz do mnie meila na adres: skajunia@gmail.com.
Gorąco pozdrawiam, Kaja ;*
loffkaaaaa!!!! *.* nie wierzeeeee :D JA CHCE NASTEPNY!!!! tak tak tak. też kocham te swoje pokemonciakowe komentarze xdd hahahahahahah:D loffciam Cie:D aha! no i Klaudia reklamuje Twojego bloga też xd
OdpowiedzUsuń6 rozdział na http://id-like-to-be.blogspot.com/ :3 ♥
OdpowiedzUsuńHejka :) Rozdział jest swietny przepraszam ze ostatnio nie komentowałam ale nie miałam możliwości:) Zapiera dech w piersiach. i czekam na nastepny. Mam jednak pytani, sama ostatnio założyłam bloga na blogspot jednak wgl sie tutaj nie orientuje. Jak może tak jak ty przeciągnąć na tą belke pod nagółwiek bohaterów i inne rzeczy. Tak poza tym jesli jesteś zainteresowana odwiedzeniem mojego bloga to zapraszam:)
OdpowiedzUsuńhttp://that-fate-had-finally-found-me.blogspot.com